Ewa szukała oranżerii dla kolekcji ogromnych juk. Nie przypuszczała, że znajdzie ją... w 100-letniej kamienicy z ogrodem, w jednej z najpiękniejszych dzielnic Warszawy...
Dwadzieścia lat temu Ewa kupiła pierwszą małą jukę. Drzewka przebojem wdarły się właśnie do kwiaciarń w wolnej Polsce. Okazało się, że ma do nich rękę. W jej rodzinnym domu w Gorzowie Wielkopolskim rosły szybko i z rozmachem. Gospodyni i rośliny były nierozłączne – gdy wyszła za mąż i wyjechała do Warszawy, zabrała je ze sobą.
Kiedy na świat przyszli synowie – najpierw Aron, potem Arystoteles – zdecydowała, że dla wszystkich znajdzie nowy dom. Miała jednak dość wygórowane wymagania: musiał być stary, z oryginalnie zachowanym rozkładem pokojów oraz oranżerią albo przynajmniej miejscem, gdzie można ją urządzić.
W Warszawie takich posiadłości jest niewiele i nieczęsto zmieniają właścicieli. Poszukiwania się przeciągały, mijały lata, nic nie dawały ogłoszenia w agencjach i internecie. W końcu Ewa była tak zdeterminowana, że wsiadła w samochód i jeździła po mieście, szukając ogłoszeń na domach i parkanach. Dopisało jej szczęście.
Zapatrzona na wiekowe budynki, zabłądziła w wąziutką, ślepą uliczkę na Mokotowie. Na płocie zobaczyła ogłoszenie, które odmieniło jej życie. Przepiękna stara kamienica z ogrodem należała do Polki mieszkającej w Ameryce. Parę lat wcześniej odkupiła roszczenia o odzyskanie nieruchomości od spadkobierców przedwojennych właścicieli. Sprawę wygrała, wykwaterowała osiem rodzin i pusty, potwornie zniszczony dom wystawiła na sprzedaż.
Ewy nie przeraził beznadziejny stan budynku. Błyskawicznie załatwiła formalności i wzięła się do generalnego remontu, który trwał aż 3 lata. – Z tego, co było, poza gołymi murami, zostało może dziesięć procent – wspomina. – Reszta jest nowa: fasada, kamienne tralki wokół balkonów i tarasów zrobione na wzór starych, wszystkie instalacje, kominy, kominki, drzwi, okna, no i oczywiście oranżeria!
Ewa to osoba wszechstronna – kobieta biznesu, redaktor naczelna pisma „Top-biografie” (życiorysy ciekawych ludzi), prawniczka, specjalistka od prawa kanonicznego (zajmuje się unieważnianiem małżeństw kościelnych). Na Uniwersytecie Warszawskim właśnie kończy doktorat. A dla rozrywki hoduje kwiaty i maluje obrazy. Artystyczne pasje realizowała też przy urządzaniu domu.
– Nie korzystałam z pomocy architektów – zastrzega. – Inspirowały mnie pisma wnętrzarskie i domy, które akurat odwiedzałam. Miała tony gazet. – Czasami dosłownie ściągałam – przyznaje. Tak było na przykład z jej wymarzoną oranżerią. Podpatrzyła ją u... Karla Lagerfelda – zrobiła identyczną, nawet w podobnym zielonkawym kolorze.
Szprosy w oknach podpatrzyła w pałacu Sobańskich. Nie mogła ich sfotografować, więc dobrze się przyjrzała, zapamiętała najdrobniejsze szczegóły, a potem szybko naszkicowała na jakimś świstku papieru. Z kolei obudowę kominka w salonie zrobiła na wzór klasycznego kominka znajomej z Konstancina. – Zobaczyłam go na zdjęciu i wydał mi się znajomy, okazało się, że to u mojej koleżanki – wspomina rozbawiona Ewa. – Wzięłam więc centymetr, papier i ołówek i natychmiast pojechałam wszystko przerysować.
Gdy dom był już gotowy i wydawało się, że wreszcie odpocznie od remontów oraz wszelkich zakupów z tym związanych, starszy syn Aron (kierowca rajdowy, jeździ w rajdach w Pucharze Polski) oznajmił nagle, że chce się przenieść na swoje i poprosił o pomoc w urządzeniu mieszkania. – Już zaczęłam gromadzić nowe wnętrzarskie gazety i rozglądać się, tym razem po młodzieżowych klubach – śmieje się Ewa.
Tekst: Kasia Mitkiewicz
Stylizacja: Anna Tyślerowicz
Zdjęcia: Rafał Lipski
reklama