Na początku był wazon. Niepozorny, a jednak zwracał na siebie uwagę. To do niego musiał się dopasować cały dom.

Odkąd wazon pojawił się w ich domu, nic już nie było takie samo. Wielki, gliniany i turkusowy witał gości w holu przy drzwiach. – Kompletnie nie pasował do naszego brązowego wnętrza! – śmieje się Elżbieta, która do dziś nie potrafi sobie wytłumaczyć, dlaczego tak strasznie chciała go mieć. – Właściwie nie ma w nim nic nadzwyczajnego, ale gdy zobaczyłam go w sklepie, jakby przeszły mnie dreszcze!

W końcu, jako prezent od teściowej, wazon trafił do Bobrowca, gdzie mieszkają, i zaczął w domu rządzić, czy też może go... urządzać.

Sam dom kupili parę lat wcześniej. Nie przebierali w ofertach, bo niedługo na świat miała przyjść ich trzecia córeczka i trochę im się spieszyło. Nie był idealny i nie do końca się podobał, ale czuli, że będą w nim szczęśliwi. Z remontem chcieli zaczekać, aż mała Ania troszkę podrośnie. W końcu nadszedł ten moment.

– Pierwsze, co zobaczyłam, to duży wazon stojący na podłodze. Miał fajny kolor. Od razu wiedziałam, w którą stronę powinnam pójść – wspomina Ewa Jaworska, projektantka wnętrz, do której właściciele zwrócili się po pomoc. Nietypowy odcień wazonu potraktowała jako punkt wyjścia oraz inspirację dla całego wnętrza. Szczęśliwie okazało się, że zarówno Ela, jak i Krzysztof uwielbiają niebieski. I chociaż bliższe im były granaty czy szafiry, za namową Ewy zgodzili się na taki brudny, morski turkus.

Prace nad projektem Ewa zaczęła jak zwykle od stworzenia kolorystycznej mapy: na białym kartonie porobiła farbą maźnięcia pędzlem w kolorach, które pasowały do wazonu, a potem dokleiła próbki wybranych tkanin. I z taką wyklejanką ruszyła do sklepów wnętrzarskich. – Chodziło o to, żeby nie popełnić błędów, bo przecież nie dość, że jeden odcień niebieskiego może nie pasować do drugiego, to jeszcze tony barw neutralnych, takich jak szarości czy beże, też musiały współgrać i ze sobą, i z bazowym turkusem – tłumaczy Ewa. Kiedy skompletowała już całą paletę, chwyciła za pędzel i przemalowała pod kolor wazonu komodę oraz kilka szafek. Nie kupi się takich w żadnym sklepie!

Wcześniej jeszcze przestawiła kilka ścian, wymieniła panele podłogowe – w jadalni na dębową klepkę, w sypialni na miękką i puszystą wykładzinę – i usunęła z obudowy kominka szpecące go rozmaite półeczki. Na koniec wybrały z Elżbietą reprezentacyjne miejsce na ścianie dla planu Warszawy z 1935 roku (prezent od płk. Andrzeja Marcinkiewicza, współautora wojskowego atlasu geograficznego, o którym Ela pisała pracę magisterską). I już wydawało się, że wszystko jest gotowe, gdy Ewa wpadła na jeszcze jeden pomysł.

– Wszystko idealnie grało, aż tu nagle zaproponowała, aby fotele w jadalni obić ciemnoniebieską tkaniną w złote wzory. Jak dla mnie to szaleństwem była już tapeta w błyszczące pasy, a tu jeszcze jakieś barokowe arabeski!? To był pierwszy raz, kiedy się zawahałam – opowiada Elżbieta. – Ale Ewa mnie przekonała, mówiąc: „Odwagi, kobieto, będzie super!”. No i miała rację.

Świętowanie końca remontu zakłóciła pięcioletnia Ania, która postanowiła sprawdzić, co kryje ten tajemniczy, wielki wazon. Korzystając z chwili nieuwagi rodziców, przesunęła go „tylko” kawałek i zrobiła wielkie „trrrach!”. Gliniany kolos leżał w kawałkach na podłodze. Jednak determinacja i dobry klej w rękach pana domu przywróciły go do życia. Przecież bez niego ten dom straciłby duszę.

Tekst i stylizacja: Kasia Mitkiewicz
Zdjęcia: Michał Skorupski
Kontakt do architektki: Ewa Jaworska, www.ewajaworska.com
Za pomoc w sesji dziękujemy firmom: Duka, Willow House, NAP i VOX.

reklama