To za sprawą miłości Ula postanowiła wrócić do Polski na dobre. Jednak sentyment do Wielkiej Brytanii gdzieś tam w niej pozostał, wystarczy spojrzeć na ten dom.
W Anglii Ula miała świetną pracę i mnóstwo przyjaciół. Wakacje na Mazurach wywróciły jej stabilne życie do góry nogami. Poznała tam czarującego Polaka i wiedziała, że to poważna sprawa. Piotr się oświadczył i zanim się obejrzała, byli małżeństwem. Decyzja o powrocie do Polski była trudna, ale miłość okazała się najważniejsza.
Zamieszkali pod Warszawą w willi z ogrodem. Ula potrzebowała jednak więcej przestrzeni. Wycieczka do Grzegorzewic – letniska Piotra z lat dziecięcych – zachęciła ich do przeprowadzki. Zobaczyli, zachwycili się i postanowili tu zamieszkać. Dom zaprojektował Jerzy Heymer. Obiecał, że budynek nie zakłóci „harmonii pejzażu”, który tak ich urzekł.
Na dwóch hektarach działki spełniło się marzenie Uli o ogrodzie. To bardzo angielskie hobby, ale u nich Piotr woli grzebać w ziemi. Ula za to chętnie spaceruje po okolicy. Malownicze pejzaże można podziwiać też z domu. Najlepszy widok jest z sypialni: na wprost bukowy las, po lewej pola, a po prawej ogród i warzywnik.
Bo w tym domu sporo się gotuje. Wystarczy spojrzeć na jadalnię – przy stole bez problemu zmieści się nawet dwanaście osób. – Wiem, co mówi się o angielskiej kuchni – śmieje się Ula. – To mocno przesadzone. Mnie najbardziej smakują befsztyki i angielskie puddingi. Piotr woli jednak tradycyjne polskie potrawy, na przykład bigos.
Powrót do kraju po tylu latach jest jak powtórna emigracja. Trzeba na nowo przyzwyczajać się do miejsc i ludzi, odnowić stare przyjaźnie. Ula nigdy jednak swej decyzji nie żałowała. – To zasługa Piotra – mówi. – A dzięki przyjaciółce ze szkoły nie czułam się samotna.
Ona też mieszkała w Anglii, a od jakiegoś czasu znowu jest w Polsce. Nostalgia jednak została. Pewnie dlatego cały dom wypełniony jest pamiątkami z Wysp. Najcenniejsze meble stoją w salonie: XVIII-wieczny kątnik z Dorset i ponadstuletni fotel. Kuchnię zdobią porcelanowe talerze kupione na londyńskim Porto Bello.
W salonie nie mogło zabraknąć klasycznego kominka, na wprost którego ustawili XIX-wieczną komodę francuską z różnymi bibelotami. Ula największy sentyment ma do mosiężnej figurki golfisty. Przypomina jej Anglię, wszak golf jest ulubionym sportem Wyspiarzy. Nad komodą zawisło ogromne lustro w nowoczesnej ramie ze złoconego i posrebrzanego metalu. A porcelanowe lampy z namalowanymi ćmami przytulnie oświetlają salon.
Najbardziej angielskim pomieszczeniem jest jednak sypialnia Uli i Piotra – głównie dzięki tapecie w róże. Przestrzeni dodaje przepełniony słońcem wykusz, w którym stoi toaletka z obrotowym lustrem. Na środku postawili stary manekin i ubrali w żakiet. Pani domu traktuje go jak rzeźbę – przebiera modnie, stosownie do pory roku. – Widocznie coś mi zostało z ekscentrycznego charakteru Brytyjczyków – śmieje się Ula.
Tekst: Tomasz Łuczak
Fotografie i stylizacja: Joanna Siedlar
reklama