Gdyby nie szczęśliwy przypadek i uparci właściciele, ten piękny dom z drewnianymi koronkami nigdy by nie powstał.
W poszukiwaniu idealnego domu
Od początku, czyli od chwili, gdy Katarzyna i Roman zrozumieli, że dość mają apartamentów, kombinowania, gdzie by tu wyjechać na weekend i wystawania w korkach na rogatkach Warszawy, łatwo nie mieli. Najpierw były wielomiesięczne poszukiwania działki, a gdy w końcu idealna wpadła im w ręce (całkiem ładny kawałek trawy ze starymi sosnami), nie można było postawić na niej byle czego.
Żadnych gotowców, polskich dworków ani starych chałup do renowacji. W amerykańskim piśmie wnętrzarskim Kasia znalazła zdjęcie domu marzeń. Obłożony kamieniem, prosty, z delikatnie spadzistym dachem i oknami dużymi niczym szklane ściany.
Wydawało się, że projekt to formalność. Znalazła dobrą pracownię architektoniczną i zleciła rysunki. Kiedy jednak zobaczyła szkice, jęknęła: dom w żaden sposób nie przypominał tego z obrazka. Spróbowała więc po raz drugi.
– Tym razem wymyśliłam dom z bali, tradycyjny, ale z nowoczesnymi elementami – wspomina. – Znów zamówiliśmy projekt i teraz nie mieliśmy zastrzeżeń, ale za to górale, którzy mieli postawić dom, strasznie skrytykowali pomysł, wielkie okna i wszystkie nowoczesne elementy. Upierali się, że oni budują od pokoleń, wiedzą, jak to robić i że inaczej się nie da.
Drewniane koronki
Zrozumiałam, że i z tego domu nic nie wyjdzie – mówi. Powoli już zaczęli się poddawać i wtedy sąsiadka zaproponowała, że zaprowadzi ich do znajomego architekta mieszkającego nieopodal, że może spodoba im się to, co robi. Nie mieli ochoty. – Ale kiedy zobaczyliśmy osiedle świdermajerów zaprojektowanych przez Marka Przepiórkę, poczuliśmy, że to jest to.
Drewniane, ozdobione ręcznie wycinanymi koronkami, bajkowymi zawijasami, z ganeczkami i balkonikami, niczym najpiękniejszą biżuterią – wspomina Katarzyna. Sprawy potoczyły się błyskawicznie. Po roku dom już stał. Urządzaniem Kasia zajęła się sama. Namówiona przez znajomego wybrała się po zakupy na... Bali. – Nie bałam się zestawienia orientalnych wzorów i egzotycznego drewna z charakterystycznym stylem Linii Otwockiej (typowym właśnie dla świdermajerów). Wierzyłam, że ręczna robota i dobre, szlachetne rzemiosło dogada się z rękodziełem choćby z drugiego krańca świata – tłumaczy.
Inspiracje z Indonezji
W Indonezji odwiedziła niezliczone rzemieślnicze warsztaty, w których kupiła trzy czwarte domu – od kafelków na podłogę, przez wyposażenie łazienek, lampy, aż po meble. – To, czego nie znaleźliśmy, projektowałam, rysowałam na miejscu i rzemieślnicy robili od ręki – opowiada właścicielka. – Stawali na głowie, by wszystko się podobało. Tam naprawdę można było poczuć się najważniejszym klientem na świecie – wspomina właścicielka. Potem wszystko załadowane zostało do trzech ogromnych kontenerów i przypłynęło statkiem do Polski.
– Kiedyś chciałam mieć dom z bali. Nie udało się. Ale przynajmniej większość rzeczy mam z Bali – śmieje się Kasia.
Tekst: Aldona Bejnarowicz
Stylizacja: Katarzyna Sawicka
Zdjęcia: Piotr Gęsicki