Przeszklony penthouse z tarasem i widokiem na zabytkowy park
Stylowe i przytulneTo miała być tylko inwestycja, mieszkanie na wynajem albo dla syna, ale właścicieli urzekł widok jak z pokładu wielkiego statku. I hamaki do bujania… w obłokach.
Przeszklony penthouse z dużyn tarasem i pięknym widokiem na zabytkowy park
Stary, obrośnięty zielenią dom Uli i Piotra odwiedzałam nie raz, zawsze było tam uroczo. Gdy pewnego dnia powiedzieli, że przenoszą się do mieszkania w wielopiętrowym budynku, a działkę z ogrodem zostawiają synowi, pomyślałam – zwariowali!!! Ale kiedy zobaczyłam to nowe miejsce, zaczęłam ich rozumieć…
Przeszklony penthouse z ogromnym tarasem i widokiem na zabytkowy park Potulickich z cudnymi stawami, rzeczką Utratą i mnóstwem starych drzew był tego wart. Trzynaście lat temu kupili niewielkie mieszkanie tylko jako inwestycję. W superlokalizacji, bo przecież nikt nic nie wybuduje naprzeciwko, skoro jest tam zabytkowy park. – Pamiętam taką chwilę – wspomina Ula – kiedy podczas remontu przysiadłam na stercie desek podłogowych przygotowanych do położenia, zapatrzyłam się na widok za oknem i pomyślałam, że chyba chciałabym tu kiedyś zamieszkać. Jedyne, czego jej brakowało, to trochę więcej miejsca, więc na spotkaniu wspólnoty mieszkaniowej Ula powiedziała sąsiadce: – Pani Joasiu, gdyby kiedyś chciała pani sprzedać swoje mieszkanie… to proszę dać znać. I pięć lat później pani Joasia zadzwoniła.
– To była bardzo trudna decyzja – opowiada Ula. – Ale kiedy zdaliśmy sobie sprawę, że chcielibyśmy mieć trochę więcej swobody i mniej obowiązków związanych z dbaniem o dom i ogród, doszliśmy do wniosku, że się jednak przeprowadzimy. Sprawę ułatwił fakt, że syn, który dotąd tu mieszkał, ochoczo przyjął propozycję zamiany miejsc. Sprzedaliśmy więc pół działki i dokupiliśmy to mieszkanko po sąsiedzku, żeby połączyć z naszym.
Stare meble i rodzinne pamiątki
Nie obyło się bez emocji przy wyburzaniu głównej ściany, ale Piotr, architekt, zadbał o to, żeby wszystko poszło jak z płatka. Trzeba było też przesunąć ścianę w salonie, zmniejszając trochę jego gabinet, żeby zmieściła się wielka sofa, która przyjechała z poprzedniego domu. Zresztą więcej ich starych mebli i dekoracji do domu – często rodzinnych pamiątek – znalazło miejsce w nowym mieszkaniu.
– Trudno było się rozstać z sofą, bo jest superwygodna, można na niej komfortowo podrzemać. Dopasowaliśmy więc do niej stylizowane meble, zmieniając ich obicia. Rekamierę wypatrzyli na targu staroci w Broniszach, a foteliki odziedziczyli po rodzicach Piotra. Kiedyś były pokryte różowym pluszem, więc nazywali je prosiaczkami. W starym domu wyglądały świetnie, ale tu, w tak jasnym wnętrzu trzeba było stonować barwy. Do salonu przyjechał też z nimi pers. Odziedziczony po babci Uli dywan jest po trudnych przejściach – przeżył powódź. – Kiedyś zastaliśmy dom zalany wodą – mój ulubiony dywan jeszcze pływał, ale był o włos od zatonięcia! Cudem udało się go osuszyć i odrestaurować.
Drugą szansę dostała też indyjska witryna, dawniej schowana w jednym z pokoi, teraz ozdobiła jadalnię oraz fotel z lat 60., który trafił do sypialni. Kiedy kupowali go na Broniszach, był z czerwonego skaju, ale zaprzyjaźniony renowator staroci, pan Waldek, zmienił mu tapicerkę na kolor miodu. To on również odkrył, że biureczko fornirowane czeczotką można bez problemu rozłożyć na części, więc niepotrzebnie kiedyś w starym domu rozbierali ścianę, żeby wstawić je do gabinetu.
Tylko stół nie pasował zupełnie, wydawał się zbyt ciężki. Kupili więc nowy, na delikatnych nogach z blatem z białego akrylu, rozkładany, na 12 osób. Zawisła nad nim niezwykła włoska lampa firmy Foscarini zrobiona z… betonu. Ula wypatrzyła ją na targach designu w Ptak Expo, ale tamta była czarna. Tę białą zamówili u producenta. Musieli długo czekać, aż bezpiecznie do nich dotrze, bo okazało się, że tak filigranowa betonowa forma jest paradoksalnie bardzo krucha. W sypialni też pojawiły się dawne meble oraz zupełnie nowe łóżko. – Kiedy ze smutkiem rozstaliśmy się z naszą ulubioną limuzyną, starym volvo 940, uznaliśmy, że trzeba w zamian kupić coś dobrego i całą kwotę wydaliśmy na wyjątkowe, królewskie łoże… Gryko Palermo.
Ogromny taras z widokiem na park
Wyjątkową zaletą tego miejsca jest ogromny taras. – Nazywamy go MS Prus (od nazwy ulicy), tak jak MS Batory, bo czujemy się tu trochę jak na pokładzie wielkiego statku pasażerskiego. Z tą różnicą, że my mamy morze zieleni: hortensje i rododendrony w wielkich donicach, dużo ziół. Są też dwie zadaszone loggie, gdzie można przesiadywać nawet w deszczowe popołudnia.
– Kiedy wszystko było już gotowe, powiedziałam Piotrowi: „Nie wprowadzę się, dopóki nie zawisną hamaczki!”. I zawisły. W zachodniej loggii. Kolorowe, meksykańskie, na których bujamy się synchronicznie, a to zawsze wprowadza nas w dobry nastrój.
Kontakt do projektanta: Piotr Szeliński, piotr.szelinski@gmail.com
Zobacz więcej zdjęć tego przytulnego mieszkania w galerii
TEKST i stylizacja: Kasia Mitkiewicz
ZDJĘCIA: Igor Dziedzicki