Ten dom miał być wspomnieniem dzieciństwa, miał przypominać o zalanych słońcem afrykańskich plażach. Nie było łatwo, bo stoi w zatłoczonym, deszczowym mieście.
Maria i Gary ledwo kupili wymarzony dom, a już okazało się, że jest ciut za mały dla rodziny z trójką dzieci. Właśnie urodził się najmłodszy synek Salvator i póki co nie mógł dzielić pokoju ze starszymi braćmi. Ale kolejna przeprowadzka nie wchodziła w grę, bo Meyersom trudno byłoby znaleźć drugie tak idealne miejsce. Mają stąd blisko do sklepów i do szkoły chłopców, a do tego duży piękny ogród, w którym energiczne dzieciaki mogą szaleć do woli. Zdecydowali więc, że dom przebudują.
– Wychowałam się w ciepłych, pełnych słońca krajach, więc angielskie ciasne pokoje z ciężkimi meblami zupełnie mi nie odpowiadają – opowiada właścicielka. Maria urodziła się w Republice Południowej Afryki, a dorastała trochę w Afryce, trochę w Portugalii, skąd pochodzą jej rodzice. Nowy dom miał przypominać jej o gorącym Czarnym Lądzie, z którym wiążą się same miłe wspomnienia – tam się zakochała i znalazła męża.
Dwanaście lat temu postanowili, że przeniosą się do Londynu. Gary dostał tu pracę, a Maria otworzyła sklep. – Studiowałam dekorację wnętrz w Lizbonie i uwielbiam projektować meble – wspomina. I tak powstał „Chic Shack” z meblami inspirowanymi stylem francuskim i skandynawskim, a wszystkie wyłącznie w kolorze białym. To jej znak firmowy.
– Gdy patrzę na białe meble, myślę o błękitnym niebie i ciepłych wieczorach – tłumaczy Maria, z tęsknotą w głosie spoglądając na zachmurzony Londyn. Przebudowę domu zaczęli od strychu, który zamienili na sypialnię. Zmieściła się tam też łazienka i pokój dla kilkumiesięcznego synka. Na dole, kosztem ogrodu, dobudowali jadalnię i przy okazji powiększyli salon.
Urządzenie Gary zostawił, oczywiście, najlepszemu specjaliście w rodzinie, czyli żonie. Jakie meble stanęły w domu? To chyba jasne – białe i zrobione przez Marię. Biel królowała też na ścianach, ale po kilku latach gospodyni dodała kolor. – Najtrudniej było przekonać męża do zmian w sypialni – śmieje się. – Uwielbiam róż.
Moja firma ma różowe logo, firmowe torby są różowe... Ale Gary za nim nie przepada. W końcu jednak uznał, że różowe akcenty mogą być zabawne i zgodził się, żebym jedną ścianę ozdobiła tapetą w ulubionym kolorze. Już z rozpędu kilka różowych pasów znalazło się jeszcze w łazience. Dzięki kolorom, dom stał się bardziej żywy, słoneczny. I dobrze, bo za oknem nie ma co liczyć na południowoafrykański żar.
Tekst: Amanda Harling
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński
Fotografie: Andreas Von Einsiedel/East News
Kontakt z Chic Shack: www.chicshack.net
reklama