Nie da się przenieść całego domu na koniec świata. Ale wystarczą rodzinne meble i odrobina inwencji, by wspomnienia odżyły.

Gdy przyjechałam pierwszy raz do Dallas, wyobrażałam sobie, że wszystko będzie wyglądało jak w starym amerykańskim serialu o rodzinie Ewingów – wspomina Daniela Farhi. Porzuciła Francję, żeby studiować, i szybko przekonała się, że życie jak z telewizora wcale nie jest różowe. Owszem, są wielkie rezydencje, pola naftowe i ogromne samochody, ale brakuje atmosfery europejskich miast, ulic i domów.

Zwłaszcza wnętrza wydały jej się przygnębiające – wielkie, pełne mebli z okresu naftowego boomu albo kapiących od złota antyków. Kiedy więc wraz z mężem zdecydowali się zamieszkać w Teksasie, postanowiła, że ich dom nie będzie podobny do tych z amerykańskich seriali.

– O wszystkim przesądziły… meble mojej babci – wspomina Daniela. Babcia jest z pochodzenia Polką, do Paryża wyemigrowała dawno temu. Zawsze miała słabość do stylowych antyków, przypominały jej przedwojenne życie w Krakowie. Gdy wnuczka przeprowadziła się do Ameryki, podarowała jej swoją drogocenną kolekcję.

Druga inspiracja była francuska – dom miał mieć klimat śródziemnomorski. I najważniejsza rzecz – musiała w nim być osobna kuchnia. – Amerykanie mają zwyczaj łączenia ze sobą kuchni z jadalnią – tłumaczy Daniela.– Ja wolę model europejski, gdzie gotuje się w osobnym pomieszczeniu. Chciała domu nowoczesnego, ale pokazującego jej francusko–polskie sentymenty. Dlatego poprosiła o pomoc dekoratorkę wnętrz, Jan Showers. Nie bez powodu, bo projektantka jest miłośniczką Paryża. Często tam podróżuje i przywozi antyki, które potem inspirują ją do stworzenia własnych autorskich kolekcji mebli i lamp.

Showers zaproponowała jasne ściany, bo lato w Teksasie jest bardzo gorące, tak że tylko w chłodnych wnętrzach można się tu dobrze poczuć. Kolor pojawia się jedynie na meblach, obrazach, poduszkach i innych dekoracyjnych bibelotach. Przywieziona z paryskiego domu Danieli empirowa rekamiera, która stanęła w salonie, została obita złotą satyną. Pani domu zawsze, gdy na nią spojrzy, nie może powstrzymać uśmiechu.

Kupiła ją od pewnej przemiłej, ekscentrycznej podupadłej hrabiny, która cały rodzinny majątek roztrwoniła w kasynach. W bibliotece z kolei charakteru nadaje kilim zdobiony pasami zebry. Taki sam akcent znajdziemy w holu, gdzie stanęły fotele obite tkaniną od Pierre’a Freya. W całym domu klimatu dopełniają stylowe weneckie lampy z galerii projektantki. – Są tak samo ważne we wnętrzu, jak torebki i buty w stroju. To one decydują o końcowym efekcie – tłumaczy Showers. Sami gospodarze, zakochani we Włoszech, z jednej z podróży przywieźli przepiękny kryształowy wenecki żyrandol z 1920 r., który trafił nad stół w jadalni.

– Nie chciałam, żeby dom był muzeum, lecz swego rodzaju mostem łączącym przeszłość z naszym dzisiejszym życiem – opowiada Daniela. – Mieszanie tego, co stare i nowe wydawało się ryzykowne, ale nie chciałam pozbywać się rodzinnych antyków. Dekoratorka wnętrz doskonale zrozumiała tę intencję.

Projektując pokój po pokoju, Jan Showers umieszczała w centrum ukochane pamiątki rodzinne. W jadalni główną ozdobą jest XIX-wieczne lustro. Gospodarze znaleźli je na jednym z ulicznych targów w Paryżu. Praktycznie każda dzielnica organizuje takie bazary. Mieszkańcy wystawiają stoły przed kamienicami, a na nich rozkładają wszystko, czego chcą się pozbyć – antyki, ciuchy, książki... Wcześnie rano można kupić wiele rzeczy po okazyjnej cenie, potem wszystko drożeje wraz z gęstniejącym tłumem zainteresowanych.

W salonie szczególne miejsce przypadło XIX-wiecznej komodzie, do której ogromny sentyment miała babcia Danieli. Setki razy wspominała wnuczce o pięknych komodach, które stały kiedyś w polskich dworach i kamienicach. Daniela zapamiętała nawet, że Polacy nazywali je „praskami”. – Nie ma nic przyjemniejszego, niż wejść do teksańskiego domu i poczuć paryską atmosferę – mówi gospodyni. – Wszystkie te stare meble przypominają mi rodziców, nieomal pachną moim dzieciństwem...


Tekst: Caren Kurlander
Tłumaczenie: Stanisław Gieżyński, Krystyna Kopytko
Fotografie: Dominique Vorillon/Inside/East News

reklama