Hucisko słynie z dwóch rzeczy: domu Kantora i... domu państwa Rozwadowskich. Pierwszy od lat odwiedzają turyści, podziwiając ustawione na podwórku 14-metrowe krzesło-pomnik z betonu. Drugi to prywatne królestwo.
To było trzy lata temu. Kupiliśmy dwór od mojej dalekiej rodziny – baronów Lipowskich, którzy mieszkali w Hucisku pod Wieliczką od początku XIX wieku. Jeden z przodków, Emanuel, który został właścicielem dworu w 1817 roku, był nawet konsulem austriackim przy Rzeczpospolitej Krakowskiej – mówi pani Agnieszka. – W młodości przyjeżdżałam tu czasem z rodzicami, okolica zawsze mi się podobała. Aż nadarzyła się okazja...
To jakby cofnąć się o sto lat. Do domu prowadzi długa lipowa aleja, dookoła trzyhektarowy park ze starymi klonami, po obu stronach budynku dwa dęby, pomniki przyrody. Już w sieni pachnie domowymi przetworami.
Pani Agnieszka stoi przy kaflowej kuchni i smaży brzoskwiniowy dżem, a mąż szykuje kolejną partię dereniówki. Dopiero gdy szerzej uchylam drzwi do kuchni, pod drugą ścianą widzę modne szafki i nowoczesne agd. – Lubię gotować na piecu – opowiada pani Agnieszka. – W ogrodzie mam marchewkę, buraki, cukinię. Owoce dostaję od sąsiadów. Jest co robić. Ostatnio zauważyłam, że truskawki i fasolkę podjadają sarny, lecz są tak wdzięczne, że im wybaczam.
Kiedy kupowali dwór, wydawał się zaniedbany tylko w środku. Zrobili zdjęcia, by po remoncie wiernie odtworzyć stolarkę oraz sztukaterie, i zakasali rękawy. Prawda była bolesna. – Musieliśmy osuszyć fundamenty, wymienić strop i dach, postawić od nowa jedną ścianę. Przy okazji doświetliliśmy piwnice, wzmocniliśmy skarpę. Ale warto było. Mamy poczucie, że uratowaliśmy część dworskiej architektury i polskiego krajobrazu.
Po dwóch latach remontu została rzecz najprzyjemniejsza: urządzanie. Udało się zachować oryginalne klamki i zasuwy, odtworzyć sztukaterie i kasetonowy parkiet, ocalić cztery zabytkowe piece kaflowe malowane w żonkile i liście winorośli (złożył je na nowo zdun z Krakowa, pan Władysław Karnia). Ze strychu ściągnęli odkryte tam skarby: oryginalne drzwi, skrzynię na zboże, drewnianą lodówkę, którą pieczołowicie odmalowali. Dziś zdobią piwnicę, „moje małe muzeum”, jak nazywa ją pani Agnieszka.
Część mebli – komoda i szafa w sypialni czy dywany przywiezione z podróży do Gruzji – to rodzinne pamiątki. Pozostałe trafiły do dworu z krakowskich i bielskich antykwariatów. Nad całym projektem czuwała architektka wnętrz Zofia Rostworowska, która dbała o to, by zachować charakter dworu: dobrała posadzki, zaprojektowała meble w salonie, bibliotece i całą kuchnię. Czas jakby zatrzymał się w miejscu... I tylko gdy wchodzimy do jednej z dziewięciu łazienek, na moment wracamy do rzeczywistości. Tapety marki Osborne & Little w superdizajnerskie bociany przypominają, że to XXI wiek.
Tekst: Monika Utnik-Strugała
Stylizacja: Aldona Bejnarowicz
Zdjęcia: Piotr Gęsicki
Kontakt do architektki: Zofia Rostworowska, www.zofiarostworowska.pl