Ona z Warszawy, on rodowity krakus. Gdzie mogli zamieszkać razem? Odpowiedź jest prosta: oczywiście w Milanówku.
Jest tu jakiś taki krakowski klimat – opowiada pani Maja, właścicielka domu. Niby wszystko różni dawną stolicę Polski od niewielkiego miasta-ogrodu, ale przecież są i podobieństwa: tu, jak w Krakowie, wszyscy się znają i są dla siebie mili. Wędrowanie po Milanówku przypomina spacer po krakowskim rynku. Zawsze spotka się kogoś znajomego, przystanie i chwilę porozmawia. Nawet koty i psy są tu wspólne. Po prostu miejsce w sam raz dla szukającej spokoju rodziny z dzieckiem.
Wszyscy sądzą, że ich dom – w neoklasycznym stylu miejscowej architektury – jest stary, ale to jedynie pozory. Zbudował go pewien Polonus z Kanady, który zaplanował na starość powrót do ojczyzny.
– To był typowy "sen o luksusie" – śmieje się właścicielka, opowiadając o zdobiących budowlę kolumienkach i przystosowanych do amerykańskich wtyczek i kontaktów. Polonus z powrotu do kraju zrezygnował, a dom trafił w ręce pani Mai i jej męża Marka. Oznak luksusu pozbyli się natychmiast, a wnętrza pomogła im urządzić projektantka Joanna Galant.
– Jesteśmy kolorowi i lubimy ludzi – mówi o swojej rodzinie właścicielka. Początkowo wszystko miało być w stylistyce art déco. Czysto, przestronnie, bez bibelotów. Oczywiście wyszło dokładnie na odwrót. Jest kolorowo i przytulnie, na ścianach wisi sztuka współczesna. Na podłogach leżą stare dywany, które do domu poprzywoził sprzedawca z Krakowa. Rozkładał je w pokojach i mówił: – To ja zostawię, żeby się państwo z nimi oswoili i jak nie będą pasować, zabiorę. Wszystkie pasowały. W domu pełno jest różnych bibelotów, bo rodzina regularnie wędruje po targach staroci, a raz na jakiś czas wypuszczają się nawet do Paryża.
– Na takiej wyprawie kieszonkowe dostaje też córka, żeby kupić coś dla siebie. Na ogół kończy się na puzdereczkach albo zakurzonych misiach – śmieje się. Ale znajdują też wiele naprawdę fajnych rzeczy, jak na przykład stojącą w kuchni porcelanową zastawę z początku XX wieku.
Dom w Milanówku jest bardzo przestronny, więc w naturalny sposób przyciąga gości. – Czasem żyjemy jak w komunie – żartuje właścicielka, wspominając chwile, gdy zjeżdża się cała rodzina i przyjaciele. Wtedy wyciągają specjalny, wielki stół, który staje w rogu salonu, gdzie sufit sięga sześciu metrów i daje poczucie przestrzeni, a na biesiadników spogląda ze ściany tajemnicza młoda dziewczyna z portretu.
Obraz kupił Marek w krakowskim antykwariacie. Nie wiadomo, kogo przedstawia, ale pan domu jest święcie przekonany, że owa dama czasem się do niego uśmiecha. Goście też ją lubią, bo gdy przychodzą, od razu siadają na kanapie naprzeciw portretu. Być może sportretowana panienka była krakowską damą, teraz jednak mieszka w Milanówku. Tak jak reszta krakowsko-warszawskiej rodziny.
Tekst: Stanisław Gieżyński
Stylizacja: Joanna Galant
Fotografie: Aneta Tryczyńska