Stary piękny Żoliborz to wymarzona sceneria dla mebli art déco. Grażyna i Arkadiusz specjalnie z myślą o swojej kolekcji stworzyli tu nowy dom.
Zaczęło się od spadku. Po ciotce odziedziczyli stoliczek do kawy i fotele z fikuśnie wygiętymi oparciami. Jakiś czas później odwiedziny w galerii na przedmieściach Paryża upewniły Grażynę, że art déco to jej ulubiony styl. Mąż też uległ urokowi efektownych, eleganckich i, w gruncie rzeczy, do dziś nowoczesnych mebli.
Najwięcej skarbów wyszperali na Kole. Szkopuł w tym, że Grażyna nie znosi zagraconych mieszkań. Wiele razy obiecywała sobie, że koniec ze zbieractwem. Za każdym razem jednak, gdy mijała galerię, ciekawość brała górę. A potem wracała do domu z nową lampą, rzeźbą lub bibelotem. Wkrótce kolekcja tak się rozrosła, że trudno było poruszać się po mieszkaniu.
Grażyna i Arkadiusz za skarby świata nie opuściliby ukochanego Żoliborza; pozostała więc rozbudowa. Willa z lat sześćdziesiątych była prostym klockiem. – To dobry punkt wyjścia – uznali zaproszeni do pomocy architekt Janusz Kaczorek i projektant wnętrz Jacek Reszetko. Panowie od lat pracują w duecie, remont przebiegał więc bez zakłóceń.
Właściciele nie musieli się wyprowadzać, mogli wszystkiego sami dopilnować i zadbać, by jak najmniej ucierpiał ogród. Efekt jest imponujący. Oni mają miejsce stworzone specjalnie z myślą o meblach i bibelotach, a przeciętny wcześniej dom – modernistyczny kształt nawiązujący do najlepszych tradycji tej urokliwej warszawskiej dzielnicy, która rozkwitła właśnie w latach dwudziestych i trzydziestych.
Czas remontu postanowili wykorzystać na wielkie odnawianie. Oddali do renowacji stare meble, kilka rzeczywiście w opłakanym stanie. Mąż był sceptyczny, czy w ogóle warto je ratować, ale Grażyna się uparła. – Nikt nie wierzył, że z tego kredensu jeszcze coś będzie. A dziś, spójrzcie – mówi z dumą – udało się ocalić orzechowy fornir i wygląda teraz świetnie.
Goście natychmiast zwracają uwagę na to, jak wspaniale projektanci wykorzystali naturalne światło – słońce rozzłocone dodatkowo jedwabnymi zasłonami przez cały dzień wędruje po pokojach i przegląda się w dużych płaszczyznach ciemnej podłogi z egzotycznego drewna. To ono doświetla wnękę w salonie stworzoną specjalnie dla „Japończyka” – figurki z fajansu popularnej w dwudziestoleciu międzywojennym rzeźbiarki Olgi Niewskiej.
Książki znalazły miejsce w oryginalnej, zaprojektowanej przez Jacka Reszetko bibliotece przypominającej przedwojenne radio. Także jego pomysłu są lampy, które wyglądają zupełnie jakby pochodziły z dwudziestolecia międzywojennego. Nikt by się nie domyślił, że niektóre klosze to współczesne krośnieńskie szkło. Żeby przełamać jednolity styl, Grażyna i Arkadiusz powiesili nowoczesne obrazy Danki Jaworskiej, zaprzyjaźnionej artystki od lat mieszkającej w Szwecji.
Sterylna kuchnia z szafkami bez uchwytów i granitowymi blatami wygląda jak laboratorium. Tylko podczas przygotowań do przyjęcia gości robi się rozgardiasz i atrakcyjny bałagan, z którego „wyłaniają się” pachnące smakołyki.
Dom ciągle jeszcze obrasta w przedmioty. Przyjaciele, znając sentyment gospodarzy do art déco, wyszukują dla nich różne drobiazgi. Niektóre rzeczy znajdują swoje miejsce od razu, jak modernistyczny metalowy komplet do kawy z Bordeaux. Inne muszą odczekać swoje, wrosnąć w dom. Tak było z lustrem stojącym przy drzwiach na podłodze, które Grażyna przywiozła samolotem z Francji w bagażu podręcznym. – Za każdym razem, gdy wchodzę do domu, dziwię się, jak tego dokonałam – śmieje się. – Widocznie pasja kolekcjonerska może przenosić góry!
Tekst i stylizacja: Ewa Orłoś
Fotografie: Joanna Siedlar
reklama