Adam nie potrafił oprzeć się pięknym przedmiotom. Gromadził meble, dywany i bibeloty, aż w końcu jego kolekcja tak się rozrosła, że musiał znaleźć dla niej nowy dom.
Pięćdziesiąt kilometrów od stolicy, dookoła płaskie pola i rozległe łąki. Typowy mazowiecki krajobraz. Wieś jak z ubiegłego stulecia, przytulona do parku. Tuż za nią jest siedlisko Adama – inżyniera budownictwa. Aż trudno uwierzyć, że ten wiejski dom z klimatem, otoczony „wypieszczonym” ogrodem to własność faceta z technicznym wykształceniem.
Adam miał dosyć miejskiego zgiełku i nie mógł już pomieścić swojej kolekcji w warszawskim mieszkaniu. Znalazł idealne miejsce – stary majątek. Nie zniechęciło go to, że liczący ponad pół wieku dom był ruiną, a obok stała rozlatująca się stodoła i komórki, którymi mógłby obdzielić kilka gospodarstw. Remont tego wszystkiego potraktował jak wyzwanie.
Teraz, gdyby z domu usunąć telewizor i komputer, można by pomyśleć, że cofnęliśmy się w czasie. Wszędzie stare meble i bibeloty, do których właściciel ma słabość. W jadalni kredens, a w gabinecie biurko w stylu art déco, obok secesyjna szafa i komoda. W sypialni meble z okresu międzywojennego. Dom trochę nieuporządkowany, eklektyczny.
– Kiedy sięgam po coś z mojego wiekowego kredensu, myślę o ludziach, którzy mieli go przede mną. Lubię czuć historię – opowiada Adam. I tę historię czuć wszędzie. Właściciel starał się ukryć „cywilizacyjne zdobycze”. Zamiast centralnego i kaloryferów ma kominek, z którego ciepłe powietrze ogrzewa wszystkie pokoje. Telewizor dla kamuflażu „wieńczy” drewniany rzeźbiony fryz, a za szafkę telewizyjną posłużyła stara radiola. Podobnie kuchnia gazowa ukryła się za dużym kaflowym piecem. Choć nie jest oryginalny, zbudowany został ze starych kafli. Poprzedni do niczego się nie nadawał, bo ktoś pomalował go farbą olejną.
Adam nie mógł tego tak zostawić, bo kuchnia to dla niego bardzo ważne miejsce. Jest smakoszem i uwielbia gotować. – Serce mi pękło, kiedy zobaczyłem, jak można okaleczyć taki zabytek – wspomina.
Do historii podchodzi z pełnym szacunkiem. Nie odrestaurował starych mebli, żeby nie przypominały starszych pań po liftingu. Są tylko porządnie wyczyszczone. Bo najważniejsze jest to, że powstały w rzemieślniczym warsztacie, a nie w fabryce. Jeśli w domu znajdziemy coś nowego, to tylko dlatego, że nie sposób tego zastąpić starociami. Nawet kontakty w ścianie oraz kurki i krany są przedwojenne.
Dzięki „wielkiemu zbieraniu” Adam cały czas się czegoś uczy. Ostatnio został ekspertem od dywanów. – Kiedyś ich nie lubiłem, ale pewnego razu na Kole zachwycił mnie jeden „egzemplarz”. Niestety, był zbyt drogi, a sprzedawca, pochodzący z Baku Azer zwany Alikiem, okazał się nieustępliwy – opowiada Adam. – Dywan wisiał na dworze przez kilka tygodni i niszczał. Kiedy nadawał się już tylko na śmietnik, Alik sprzedał mi go za grosze. Oddałem kobierzec do renowacji i teraz wisi w moim gabinecie – dodaje. Od tej pory obaj panowie się zaprzyjaźnili, a Adam, korzystając z pośrednictwa Alika, zaczął kupować kolejne dywany. I tak, dzięki upartemu sprzedawcy, może pochwalić się dużą wiedzą na ten temat.
Zapracowani i zagonieni przyjaciele Adama uwielbiają jego „skansen”. Wpadają tu, żeby odpocząć. Urzeka jednak nie tylko dom. Za nim rośnie jabłkowy sad, w którym pasą się konie sąsiadów. Poniżej rzeczka. Wszędzie pachnie macierzanką, bo rozsiała się na ogrodowej ścieżce. Aż trudno uwierzyć, że to Mazowsze, o którym zwykło się mawiać – płaskie i nijakie.
Tekst i stylizacja: Joanna Krzysztoń
Fotografie: Aleksander Rutkowski
reklama