To mieszkanie można porównać z filmową gwiazdą. Czasem pokazuje się w kolorowym magazynie, reklamie albo filmie, czasem żyje prywatnym życiem.

Piątek rano. Za oknami pochmurno. Ale nawet w taki dzień u Ewy Jagodzińskiej jest nastrojowo. Wszędzie aparaty, softboksy, okty, beauty dish’e (dla niewtajemniczonych – to różne rodzaje lamp, które mają dać idealne światło), wiatraki. Dookoła krząta się kilkanaście osób, a na tle białego fortepianu z gracją wyginają się modelki. Właśnie trwa sesja mody dla „Vivy” albo może dla „Gali”.

Ewa do takiego zamieszania jest przyzwyczajona, bo od kiedy przed rokiem znajomy nakręcił u niej reklamę, telefony w sprawie zdjęć i teledysków ciągle się urywają. Były już ekipy od Johnnie Walkera, Skrzypowity, Deni Cler. Przewinęli się styliści większości magazynów dla kobiet, a niedawno powstał teledysk do piosenki Agnieszki Włodarczyk „Zawsze byłam”.

Gospodyni przez lata mieszkała w Mediolanie i sama pracowała w branży modowej, a tam showroomy i butiki znanych firm mieściły się w starych kamienicach. Tak jak jej mieszkanie. Wszystko zaczęło się dwa lata temu, gdy spóźniona biegła na spotkanie z przyjaciółką i na jednej z warszawskich kamienic zauważyła baner: „dwieście metrów sprzedam”. Kiedy następnego dnia weszła do środka, zakochała się bez pamięci. Nie odstraszyły jej ani wysoka cena, ani nie najlepszy stan – mieszkanie wyglądało, jakby ktoś opuścił je w popłochu!

Bałagan, a pod ścianami puste słoiczki zaschniętej farby (było tu kiedyś atelier pewnej malarki). Ale amfiladowy układ pomieszczeń, sztukaterie, oryginalne kominki, ogromny piec i przestrzeń, której na próżno szukać w nowoczesnych apartamentach, nie pozwalały długo się zastanawiać. – Mam słabość do zabytkowych wnętrz, uwielbiam doskonałość rzemieślniczej roboty – tłumaczy Ewa.

Chociaż mieszkanie wymagało solidnego remontu, wprowadziła się natychmiast. Z córką Heleną zamieszkały w jadalni, a resztę pokoi oddały w ręce ekipy budowlanej. Najtrudniej było odrestaurować drewniane podłogi. Miejscami uszkodzona mozaika wymagała uzupełnienia i odpowiednio starego drewna. Ale opłaciło się czekać prawie dziewięć miesięcy. W tym czasie wertowała książki, albumy z wnętrzami z epoki. Mieszczański styl przełamała jasnymi kolorami, by choć tak nawiązać do ukochanej Prowansji. – Biel wydawała się zbyt prostacka dla zabytkowych przestrzeni – tłumaczy Ewa.

Mebli szukała w antykwariatach, niektóre dostała od dziadka. Resztę ściągnęła z francuskiej fabryki. – Wybierałam je z katalogu i przestraszyłam się, gdy pod bramę podjechał wypełniony po brzegi tir – śmieje się. Kilka miesięcy trwały poszukiwania białego fortepianu. W końcu pocztą pantoflową dowiedziała się, że w telewizyjnych magazynach stoi niepotrzebny instrument wykorzystywany w programie „Szymon Majewski Show”.

Ewa znowu żyje jak w Mediolanie, uwielbia błysk fleszy, ciągły ruch i mobilizację. Po dniu pełnym wrażeń lubi posłuchać gry Heleny na skrzypcach, a gdy przy okazji wpadną przyjaciele muzycy, spotkanie towarzyskie przeradza się we wspólne koncertowanie.


Tekst: Aldona Bejnarowicz
Stylizacja: Dorota Karpińska
Fotografie: Rafał Lipski

reklama