Amerykańskie projektantki wierzą w klasykę. Pierwszy dom, jaki razem urządziły, należał do starego kawalera i nieodstępującego go na krok czarnego labradora.

Czerń i beż nie blakną

– Wybrałyśmy trwały i wszystko wybaczający czarny i beżowy tweed na obicia, a do tego, żeby nie było nudno, śmiały kilim na ścianę w geometryczne wzory i szklany stolik kawowy – wspomina Carter Kay.

To było w Georgii, dwadzieścia dziewięć lat temu. Niedawno znów wróciły do tego południowego stanu. – Młode małżeństwo poprosiło nas, żebyśmy zaprojektowały wiejskie siedlisko. Dom, zbudowany w 1890 roku, wymagał remontu. Uratowałyśmy piękne belki na suficie, ściany pomalowałyśmy na stonowane kolory, dobrałyśmy lny i płótna. Chciałyśmy, by architektura i wnętrza domu naturalnie łączyły się z otaczającym siedlisko piniowym lasem – tłumaczy Nancy Hooff.

Zresztą to nie pierwszy taki dom, gdzie ogród zdaje się wchodzić do środka. Carter chętnie wspomina zaprojektowaną przez nie hacjendę w Meksyku. Morze i egzotyczna roślinność łagodnie przechodzą tu w architekturę. A może na odwrót...

Ponadczasowa klasyka

„Klasyka, przestrzeń, wygoda zawsze wytrzymują próbę czasu” – czytamy na stronie amerykańskich projektantek. Styl, jaki wybrały, niewiele zmienił się od ćwierć wieku, a przecież ich projekty wciąż cieszą się dużym wzięciem. – Lubimy okres dyrek- toriatu i biedermeier, cenimy perskie dywany i arrasy. I zawsze staramy się je sprytnie połączyć ze współczesnymi meblami (niekoniecznie muszą to być plastiki, ale szklane stoliki, metalowe konsole czy szafki z frontami na wysoki połysk jak najbardziej wchodzą w grę) i współczesną sztuką. Słowem, podoba nam się, gdy antyki są ramą dla nowoczesnego dizajnu – opowiada Carter. Efekt? Ich domy mają coś z angielskiego szyku i amerykańskiej nonszalancji, prowansalskiej miłości do naturalnych materiałów i paryskiej słabości do tego, co z górnej półki.

Meble, tkaniny, rozmowy bez końca

Carter i Nancy poznały się w waszyngtońskim college’u. Kiedy po latach wpadły na siebie przypadkowo, obie były akurat w ferworze urządzania własnych mieszkań. – Rozmowom o meblach, tkaninach i dodatkach nie było końca. Podobały nam się te same rzeczy, obie uwielbiałyśmy szperać po antykwariatach. Zaczęłyśmy wspólnie chodzić na zakupy i tak zostało do dziś – śmieją się projektantki. A jak koniec końców się urządziły? – Ściany mamy w zgaszonych kolorach ziemi, co pozwala lepiej skupić się na meblach i sztuce. Trochę antyków, dużo miękkich dywanów, mistrzowie obok początkujących artystów – wymienia Nancy. – Taki eklektyzm, który przetrwa lata.

Tekst: Monika Uttnik-Strugała
Zdjęcia: www.carterkayinteriors.com

reklama