Urszula Górska-Iwicka, góralka, architektka i rysowniczka z Poronina, wspomina, od czego się to wszystko zaczęło. – Już w dzieciństwie marzyłam, żeby góralski krajobraz wyglądał jak dawniej. Chałupy z porządnego świerkowego bala, pachnące żywicą, a wokół nich ogródki i drewniane płoty, czasem trochę krzywe, ale urocze. Żeby góralskie wsie wyglądały jak Witów czy Chochołów, żeby Podhale znów było czarodziejskie i magiczne, jak w czasach, gdy osiedlił się tu Witkiewicz, a z Krakowa zjeżdżała na narty bohema.
Górska osada - czarodziejskie Podhale
Od małego rysowała. – Inaczej się widzi, gdy człowiek weźmie do ręki ołówek – śmieje się. – Zawsze wiedziałam, że będę architektem. Wrażliwością na piękno i detal góralskiej architektury zaraził ją Andrzej Orłowski, zakopiański architekt, u którego uczyła się rysować.
Po studiach planów było wiele, ale postanowiła wrócić na Podhale i zrealizować choć kawałek swojego marzenia. Zaprojektowała swoją Górską Osadę. U stóp Galicowej Grapy, na rozjeździe dróg do Murzasichla i Małego Cichego, buduje kolejne drewniane domy. – To projekt długoterminowy, raczej styl życia niż interes życia – opowiada. – Tu mogę projektować to, co kocham, i budować po swojemu, z naturalnych materiałów i z troską o detale. Często oznacza to siedzenie na budowie miesiącami, bo ciesielskie czy snycerskie elementy powstają na bieżąco i nie można ich już potem zmienić.
Villa Gorsky - tradycja i dizajn
Wszystko w osadzie zaprojektowała sama, każdy dom, stół, fotel, bajkowy plac zabaw i ogród – trochę dziki i naturalny. W jednej z chałup zamieszkała z mężem i synkiem, resztę wynajmuje turystom, a ci, zachwyceni, przyjeżdżają rok po roku na święta, ferie, wakacje czy po prostu popatrzeć na piękną jesień. Ostatniej zimy dołączyła do Osady Villa Gorsky – większa i bardziej dizajnersko urządzona. – Ale oczywiście drewniana i góralska – mówi Urszula. Postawili ją cieśle z Bańskiej Niżnej, mistrzowie z dziada pradziada. Ściany z tęgich bali sosnowych, na dachu gont świerkowy, a podłoga z modrzewia. – Kocham tradycyjne góralskie budownictwo, takie z wełnianką między płazami. Wiele osób pyta, co to takiego ta wełnianka. A to drewno pocięte na długie pasy, z którego mszarze skręcają skrętki i po jednej wbijają specjalnym trzósłem pomiędzy bale, układając je po stronie brzuchów w piękne wzory. Wiecie, że podczas mszenia dom może podnieść się nawet o 15 cm? – pyta Urszula. – Potem siądzie, ale taka już uroda góralskiej chałupy. Pracuje, oddycha, skrzypi. My, górale, kochamy ten dźwięk – mówi. – A przy największych mrozach zdarzy się, że z hukiem gwóźdź wyciągnie z gonta na dachu. Wtedy czujesz, że to zima, a nie żarty!
Harmonia i piękno przestrzeni
W środku Villi architektura sama w sobie stanowi już wystrój. – To właśnie jest fascynujące – dodaje Urszula – harmonia i piękno przestrzeni wynikające z konstrukcji budynku. W takich wnętrzach niewiele trzeba, by były urządzone.
Niemal niczego tu nie kupowała, wszystko zostało ręcznie zrobione według jej projektów. W kuchni stare, wypalone słońcem deski świerkowe z firmy Regalia ubrała w ramy z polerowanego aluminium. W salonie masywne schody na giętych wangach zawiesiła na rzeźbionym sosrębie, stanowiącym też podporę belek sufitowych i kładki do jednej z sypialni. Olbrzymie górskie skały na kominek trzeba było dźwigiem wkładać do salonu w czasie budowy – wspomina architektka. – Masywne lite stoliki powstały z pni o prawie metrowej średnicy. A świerkowe komody, półki, blaty stołów i ław oraz drzwi – z drewna szczotkowanego, bo to pięknie uwydatnia usłojenie.
Śnieg na Podhalu już spadł i... stopniał. – Ale nikogo to nie dziwi. W czerwcu i we wrześniu lubi sypnąć gradem, w październiku śniegiem. Potem zima może zacząć się w każdej chwili. A my szykujemy święta – mówi właścicielka. – Robimy stroiki, ubieramy choinki, wieszamy skrzynkę na listy do Mikołaja, a on pięknie pisze do wszystkich dzieci w osadzie. Ale najpierw odliczanie dni z kalendarzem adwentowym, kulig, ognisko i szaleństwo na stokach. Gdy gwiazdka zabłyśnie, do każdego domku przyjeżdża kolacja wigilijna i nic, tylko patrzeć, gdzie ten Mikołaj. – A nasz Mikołaj jest jak prawdziwy – śmieje się Urszula. Ma własny duży brzuch, czerwony nos i świetnie śpiewa. Mikołajowy strój uszył mu podhalański krawiec Andrzej Siekierka. Złote tasiemki Urszula sprowadziła z Czech, brodę z Anglii. Wygląda, jakby naprawdę spadł z nieba.
Góralska tradycja mówi, że trzeba iść na pasterkę. – Warto wybrać się pieszo do starych drewnianych kościółków w Murzasichlu lub w Małym Cichym – mówi Urszula. – Lub wyżej w góry, na Rusinową Polanę, do Sanktuarium na Wiktorówkach. Nie da się zapomnieć magii tej nocy i skrzypiec nucących: „Oj, maluśki, maluśki...”. Górale grają wtedy i śpiewają tak pięknie, jak nigdy. A rano można wyjść na ganek Villi i obejrzeć panoramę Tatr – od słowackich szczytów Hawrań i Murań po nasz Giewont. Czy to nie cudowny przepis na spokój i radość... nie tylko od święta?
POLECAMY TAKŻE: Skandynawski dom w górach - odskocznia od miejskiego hałasu.
Tekst: Joanna Halena
Stylizacja: Agata de Virion
Zdjęcia: Rafał Lipski
Artykuł pochodzi z numeru 12/2015. Aktualnie Villa Gorsky nie jest już częścią Górskiej Osady.