Kto zgadnie, gdzie mieszka Małgorzata? To nie jest raj na Mazurach. To nie są Kaszuby. Tak może wyglądać życie w stolicy, dwadzieścia minut od centrum!

Jeszcze piętnaście lat temu Małgorzata z rodziną mieszkała w bloku. Owszem, od czasu do czasu myśleli, jak by to było we własnym domu. – Ale do takich marzeń zawsze podchodziłam sceptycznie – tłumaczy. Działkę kupili niespodziewanie, trudno było oprzeć się takiej lokalizacji – niby na uboczu, ale do centrum 20 minut samochodem. Planowali budowę niewielkiego domku, ale zrobiła się z niego prawdziwa podmiejska rezydencja. – To wszystko za namową architekta, który ciągle proponował: „tu poszerzyć, a tu podwyższyć” – śmieje się Małgorzata.

Pomysł na urządzenie domu był oczywisty. Miało być orientalnie, do tego odrobina klasyki, a wokoło ogród sprawiający wrażenie dzikiego. Rodzina dużo podróżuje i to zazwyczaj w jednym kierunku, do Indonezji, Tajlandii i Chin. Kiedy Małgorzata po raz pierwszy dotarła na Bali, zakochała się w szalenie pogodnych ludziach, w wyśmienitej kuchni, i miejscowym rękodziele.

– Chciałam wszystko kupować od razu i przewozić do Polski – wspomina. Musiała ochłonąć, a kiedy po kilku miesiącach znowu pojechała do Azji, zaczęły się poważne zakupy. – To wtedy wypatrzyłam duży posąg Tajki, który stoi w holu i wita gości – pokazuje kolorową rzeźbę.

Sporo klasycznych mebli, a także drobiazgów Małgorzata zdobyła dzięki pomocy Elżbiety Wiśniewskiej z galerii Lirka. To ona „podtyka” jej od czasu do czasu nowe znaleziska. Właśnie teraz gospodyni czeka na kolejny kredens. Jak wyznaje, ma słabość do mebli i nieraz kupuje je, choć zupełnie nie wie, gdzie staną. Warto dodać, że przedmioty w domu nad Wisłą żyją własnym życiem. Zdobią wnętrza przez jakiś czas, potem trafiają do piwnicy. Ale nie na zawsze.

– Często wchodzę do schowka, wyciągam jakąś rzecz i mówię: jaka piękna – opowiada Małgorzata. Wtedy zaczyna się przemeblowanie, a przedmiot wraca na salony. – Gdy idę na targ staroci i zwrócę uwagę na jakieś cudo, zawsze wypytuję sprzedawcę, kto był poprzednim właścicielem. Dzięki temu mam wrażenie, że meble czy bibeloty żyją dalej, tylko teraz zajmuje się nimi ktoś inny.

Dumą gospodyni jest spory ogród z oczkiem wodnym i drewnianym tarasem, podpatrzonym u przyjaciół z Kolonii. Choć Małgorzata z wykształcenia jest ogrodnikiem, przy jego urządzeniu skorzystała z pomocy architekta. Ale – jak tłumaczy – ogrodnik nie projektuje pięknych rabat, tylko zajmuje się ich uprawą.

Gdy rozmawiamy na tarasie, wśród traw baraszkują suka Dharma, wzięta ze schroniska, i dwa koty. Bury, bardziej ciekawski, to Szekspir. – Jedyny na świecie Szekspir, który urodził się w Warszawie na ulicy Chmielnej – śmieje się Małgorzata. – Kiedyś wyłaził na okoliczne łąki, ale od czasu, gdy przytył, nie mieści się już między sztachetami płota.


Tekst: Stanisław Gieżynski
Stylizacja: Dorota Karpińska
Fotografie: Rafał Lipski

reklama