Nawet najbardziej ponury dom można zamienić w przytulne, rodzinne gniazdo. Zwłaszcza gdy jest się historykiem sztuki biegłym w malarstwie, rzeźbie i architekturze.
Ten dworek otulony sosnami i chwilowo śniegiem jeszcze niedawno był nieciekawym, parterowym klockiem, z gospodarczą piwnicą i niewysokim strychem, który poprzednim właścicielom służył za suszarnię. Pani Teresa pewnie nigdy nie zwróciłaby na niego uwagi, gdyby nie to, że stał na tej samej ulicy co jej rodzinny dom, w którym samotnie mieszka tata. Chciała być blisko niego.
Czekało ją niełatwe zadanie. Jak dodać gracji klockowi? Zaczęła od podwyższenia dachu, dzięki czemu powstało piętro, i pogłębienia piwnic. Potem „odcięła” starą werandę i przeniosła ją do ogrodu, a w jej miejsce postawiła ganek, bez którego dworek nie byłby dworkiem. Mówi, że nałożyła mu napoleońską czapę.
Z równą konsekwencją jak na zewnątrz pani Teresa urządziła dworek w środku. Ponieważ wychowała się w domu pełnym etażerek, serwantek, starych łóżek, szaf i słupków, tutaj też ich nie mogło zabraknąć. Z ciekawszych eksponatów, które udało jej się zdobyć na targach staroci, jest niciak i karciak. Ten pierwszy to mały, lekki stolik, z szufladkami, półkami i schowkami, w których damy przechowywały kiedyś przybory do szycia, a drugi – z blatem wyściełanym suknem – służył dawniej do karcianych rozrywek.
Z gustem połączyła różne style – w salonie ma eklektyczny kredens, który stanął w towarzystwie francuskich krzeseł i stołu („ludwików” w domu jest więcej), w holu znajdziemy kanapę z czasów secesji wiedeńskiej. Hol zresztą jest spełnieniem jej marzeń – duży jak pokój, w którym można przysiąść na pogaduchy albo przy sekretarzyku pozałatwiać pilne papierkowe sprawy.
Drewniana klatka schodowa sprawia wrażenie jakby była tu zawsze, a tymczasem zaledwie kilka lat temu pani Teresa zamieniła drabinę na schody. Miały być okrągłe, ale fachowcom wyszły łamane. Wyrozumiała właścicielka wprawdzie niechętnie, ale pogodziła się ze zmienioną wersją.
Jak na dworek przystało, musiała się tu znaleźć biblioteka, w której tylko laptop bezlitośnie przypomina, że mamy XXI wiek. Kolekcji książek o sztuce mogłaby pozazdrościć niejedna czytelnia. W kuchni też jest się czym zachwycać. Cuda zdziałał tu zaprzyjaźniony stolarz – pan Jurek. Zmniejszył stół i połączył z kątówką, nad zlewem zamontował szafkę na chleb. Do tego wszystkiego pani Teresa dołożyła wymyślone przez siebie dekoracje: wagę w wazonie i martwą naturę z łyżką i młynkiem w ramie.
Wieczorem, gdy popijamy imbirową herbatę w salonie wydaje mi się, że w tym dworku czas stanął w miejscu. Tylko stary zegar, który głośno i miarowo odmierza minuty, przypomina, że czas jednak płynie nieubłaganie...
Tekst: Tomasz Łuczak
Fotografie i stylizacja: Joanna Siedlar
reklama