Izabela Chełkowska, scenografka, i Jan Bratysław Wolczyński, architekt, poznali się ćwierć wieku temu. To bardzo romantyczna historia.
Iza po studiach (malarstwo w Poznaniu i architektura wnętrz w Warszawie) zmieniała mieszkania jak rękawiczki. Z materacem yogi, deską kreślarską i swoim ukochanym kufrem po babce, wielkopolskiej ziemiance, przeprowadzała się dwadzieścia osiem razy. Pewnego dnia wpadła znajoma i namówiła ją na wyprawę za miasto do willi z pięknym ogrodem, gdzie architekci urządzali przyjęcie.
– Nie wiem dlaczego, ale najlepiej z tego wyjazdu pamiętam, jak z moim obecnym mężem inżynierem Bratysławem, siedząc w jakiejś misce, zjeżdżaliśmy w deszczu z górki po błocie – wspomina Iza. Wkrótce wzięli ślub.
Kilka lat wcześniej Bratek współpracował przy budowie eksperymentalnego osiedla atrialnego na warszawskiej Sadybie. Powstało dwanaście niewielkich, stumetrowych parterowych białych domów połączonych ze sobą w taki sposób, że każdy ma patio całkowicie odizolowane od ulicy i sąsiadów. Architekt zamieszkał w jednym z nich i fachowo zaprojektował wnętrza – kuchnię otwartą na salon i dwustronny kominek z ogromnym rusztem. Szafy ścienne i drzwi wewnętrzne zrobił z okiennic.
– Pracownicy wołomińskiej fabryki pomylili się w wymiarach okiennic, które robili na eksport do Kanady. Kupiliśmy je całkiem tanio i świetnie nam służą do dziś – wspomina Bratysław. Po ślubie Iza wprowadziła się do Bratka i zajęła dekoracją wnętrza – w końcu jest scenografką, do tego pasjonatką, entuzjastką i tytanem pracy. Uważa, że praca to „dzika przyjemność”. Kiedyś przygotowała dziewięćdziesiąt sześć imprez kulturalnych w miesiąc, do filmu Zanussiego w dwa tygodnie stworzyła szesnaście pałacowych wnętrz.
Gdy robiła scenografię do spektaklu „Tamara” w Teatrze Studio, gdzie akcja działa się w 16 miejscach na raz, przerobiła kilka pięter Pałacu Kultury na włoską willę z lat 20. Pracowała non stop przez miesiąc, z małymi przerwami na drzemkę w łóżku głównego bohatera d’Annunzia.
Szalona dusza Izy, jej poczucie humoru i niebywała słabość do pastiszu są widoczne nie tylko w scenografiach, ale także w domu. Tworzy tu przemyślane kompozycje z rzeczy, które na pozór do siebie nie pasują. Z wyczuciem potrafi łączyć rzeczy kiczowate z tymi o szlachetnym rodowodzie. – Ustawiam je tak, żeby ze sobą rozmawiały, jak święci na gotyckich obrazach – tłumaczy.
Iza kocha teatr, a szczególnie operę. Uwielbia rozmach, duże przestrzenie. Kiedyś pracowała w wystawiennictwie i projektowała „hektary traktorów”. Inspiruje ją konceptualizm – idea zmienności znaczeń: jeśli koń stoi w galerii, to czy koń jest dziełem sztuki, czy galeria jest stajnią? Stąd w scenografiach Izy przedmioty też mijają się często ze swoim przeznaczeniem. I tak gigantyczne motyle z piór są ścianami buduaru, a ogromny tygrys jest siedziskiem w bibliotece kolekcjonera orientalnych zbiorów.
Iza nie znosi rutyny, ma ciągle nowe pomysły i nigdy nie wiadomo, kiedy zechce pozmieniać domową scenografię – kompozycje z rodzinnych pamiątek, przedmiotów z podróży, kolekcji gromadzonych przez lata (grafiki i ryciny z motywami ptaków i architektury, szklane kule z zaczarowanymi ogrodami, czapeczki, mycki i tiubietiejki, dzikie ptactwo).
W domu Bratka i Izy przedstawienie ciągle trwa, dlatego siadając do obiadu, lepiej się upewnić, czy potrawy nie są przypadkiem fragmentem teatralnej scenografii.
Tekst i stylizacja: Katarzyna Mitkiewicz
Fotografie: Jan Brykczyński
reklama