Anna wygląda jak kobiety z obrazów jej ojca, Kiejstuta Bereźnickiego. Te same oczy, nos, sposób unoszenia głowy, szczególnego rodzaju melancholia i zamyślenie. Kiedy tak siedzi na tle obrazu profesora, ma się wrażenie, jakby wyszła z ram.
Oczywiście maluje i to od kiedy pamięta. Wychowała się w rodzinie artystów, gdzie sztuka była codziennością, pomysłem na życie. Ojciec malarz, mama rzeźbiarka, siostra malarka, która tworzy też tkaniny artystyczne. Anna dyplom obroniła w gdańskiej ASP w pracowni... ojca.
Od lat wprost obsesyjnie – jak przyznaje – maluje martwe natury: szklane naczynia, delikatne koronki, ale i myśliwskie trofea. Jej ulubionym tematem są jednak muszle. Nie wydaje się to dziwne, bo z domu widzi morze, a przy dobrej pogodzie nawet statki. Z sentymentem wspomina też swoją pierwszą muszlę – oglądała ją niemal codziennie zza szyby biblioteki w gabinecie dziadka. – To był taki zakazany owoc, od którego wszystko się zaczęło – wspomina z uśmiechem.
Anna to wytrawny „zbieracz”. Od lat niestrudzenie gromadzi rodzinne opowieści, stare meble, fotografie. – Zbieram też różne drobne rzeczy ze względu na ich piękne kształty, jak muszle, rzecz jasna, ale również bursztyny i kamienie – opowiada. Potem niektóre z nich znajdują drugie życie na jej obrazach. Gdy ona przepada na całe dnie w pracowni, mąż Kazimierz Kalkowski najczęściej okupuje piwniczne pomieszczenie z piecami do wypalania ceramiki.
Jego twórczość to całkiem inna bajka. Zajmuje się malarstwem, rysunkiem, poezją, muzyką, ale najbardziej ciągnie go do rzeźby. W ceramicznych, pełnych ekspresji pracach zobaczymy świat z przymrużeniem oka, surrealistyczny i groteskowy. A że Kazimierz jest pasjonatem jazzu, więc motywów muzycznych też nie brakuje.
Pomimo zupełnie innego spojrzenia na sztukę, dom urządzali nadzwyczaj zgodnie. Obydwoje lubią czuć oddech historii za plecami. Dlatego w salonie stoi fotel dziadka i kredens po babci. Sporo mebli i książek jest też z domu rodziców. Pozostałe rzeczy wygrzebali w antykowniach, na targach staroci albo dostali od przyjaciół.
Na dom czekali długo, bo marzyli o takim, w którym „zmieszczą się wszystkie domy z dzieciństwa”. Wreszcie stanął – spory, czteropoziomowy dla wielopokoleniowej rodziny, na uroczej działce odziedziczonej po dziadkach w starej willowej dzielnicy Gdyni. Teraz żyją tu Anna i Kazimierz z piętnastoletnią Kają i dwudziestoletnią Igą.
To miejsce, gdzie spotykają się różne pokolenia i całkiem inna sztuka, a mimo wszystko panuje pełna zgoda i harmonia. Czasami gospodarze otwierają atelier dla gości, organizują wernisaże, zapraszają rodzinę, przyjaciół. I świętują...
Tekst: Krystyna Kopytko
Stylizacja: Agnieszka Osak Rejmer, Grażyna Bieganik
Fotografie: Sylwester Rejmer, Joanna Siedlar
Więcej o artystach: www.kalkowski.art.pl
reklama