Projekt dopięty w każdym szczególe

Na początku był kafel. Piecowy, kupiony na Kole. Wielki biedermeierowski z podwrocławskiego pałacu. Edyta i Artur mieszkali wtedy w betonowej klatce w warszawskim bloku i nawet nie myśleli o budowie domu. Ona jednak wiedziała, że kiedyś wmurują ten kafel w ścianę nad kominkiem... Po latach godzinami poprawiała projekt, żeby każdy element był taki, jakim go sobie wymyśliła: niemiecka dachówka, trzystopniowe gzymsy, stiuki na ścianach, posadzka z polerowanego trawertynu, dębowe deski na schodach. Wszystko dopracowane w najmniejszym szczególe, bo Edyta i Artur mieli szczęście do wykonawców. Gdyby budowali kolejny dom, w ciemno zaprosiliby do współpracy tych samych ludzi.

Klasyczyny dom z wielkimi oknami

A działka? – Zarośnięta, ciemna, wilgotna – wspomina Artur. – Mój mąż nie mógł się nadziwić, co mi się tutaj podoba. A mnie urzekły spokój, dwustuletnie dęby, łany białych zawilców i śpiew ptaków, jakbyśmy byli w ogrodzie ornitologicznym – dodaje Edyta. Zobaczyła to, co później udało się zbudować. Klasyczny dom, wejście od słonecznej strony, duże okna, światło ciekawie oświetlające wnętrze o każdej porze roku. Mówią, że czują się tu jak na wiecznych wakacjach. Po sąsiedzku mają kilkadziesiąt hektarów nieużytków po dawnym PGR-rze i rozległy las, część podwarszawskiej strefy krajobrazu chronionego.

Za wielkim toskańskim murem przyroda robi, co chce. Wzięli architekta, by go zaprojektował, a skończyło się na tym, że przez dwa tygodnie fotografowali mury w Łodzi i Edyta sama wszystko rozrysowała. Potem przez pół roku szukali murarza. – Łuki, kliny, wsunięcia, wysunięcia z belgijskiej cegły to majstersztyk – mówi Artur. To on (oprócz białej bokserki Tashy) dowodzi w ogrodzie. – Lubię się porządnie ubrudzić, zmęczyć, wtedy schodzi ze mnie stres.  A to miejsce jest naprawdę fantastyczne, choć nie zawsze wygrywam walkę z mrozami i lasem – przyznaje.

Gdy od wiosny życie rodziny przenosi się do ogrodu, gospodarze rzadziej podróżują. Wcześniej jeździli więcej. Niski, wiktoriański fotel stojący przy kominku, ryciny i żeliwne świeczniki Edyta wypatrzyła na targu w Prowansji, a ogromne lustra i rokokowe intarsjowane biurko sprowadziła z Francji. Z Paryża przyjechało łoże. Potrzebny był do niego materac z odpowiednią skrzynią. – Bałem się, że będzie okropnie drogi, więc wprost spytałem stolarza, a on: – Do filmu to się pieniądze znajdą. Okazało się, że tydzień wcześniej jakiś reżyser złożył u niego takie samo zamówienie –  wspomina Artur.

Dom jak z dzieciństwa

Miało być inaczej niż w dawnym mieszkaniu. Potem okazało się, że ten dom przypomina im ich własne dzieciństwo. Nawet wypatrzony na targowisku w Broniszach kredens; podobny stał na plebanii w kościele, do którego chodziła Edyta. No i te polne kwiaty, które Artur znosi całymi naręczami z pobliskich łąk.

Tęsknili za wygodnym miejscem do życia, takim, by będąc ze sobą blisko, każdy mógł robić to, na co ma ochotę. – Kiedy w zimowe wieczory mąż piecze w kuchni tartę z białej czekolady z granatem, my z Klaudią zaszywamy się obok z książką na kanapie – opowiada Edyta. – A najbardziej lubimy, gdy nasza córka siada do fortepianu, to jej sposób na relaks. Chwile tym cenniejsze, że coraz rzadsze. Klaudia przygotowuje się do studiów w jednej z londyńskich szkół teatralnych – dodaje. Spędzili tu siedem szczęśliwych lat i teraz chodzi im po głowie nowy dom. Może taki, w którym niezwykły piecowy kafel znajdzie wreszcie swoje miejsce?

POLECAMY TAKŻE: Jak łączyć różne style w jednym wnętrzu, czyli dom eklektyczny

Tekst: Agata Teleżyńska
Stylizacja: Jolanta Musiałowicz
Zdjęcia: Aleksander Rutkowski

reklama