Nie przeprowadzili się daleko. Z jednej strony ulicy na drugą. Opłacało się? – Pewnie. Nareszcie kiedy wracam z pracy, mam w salonie słońce – mówi Agnieszka.
W pogoni za światłem była gotowa na rewolucję. – Kiedy deweloper zaczął budować osiedle z oknami od południowego zachodu, wiedziałam, że znalazłam swoje miejsce. Na dokładkę powstawało na mojej ulicy. Wszyscy się tu znamy, czujemy bezpiecznie – wspomina.
Agnieszka Pudlik prowadzi w Warszawie sklepy z meblami Bed & Breakfast Home, projektuje też wnętrza. Wiedziała więc, jak się zabrać za urządzanie. Zaczęło się od zmiany… dachu. Na szary łupek, który lepiej pasował do elewacji z piaskowca. Potem przyszedł czas na drzwi wejściowe i balustrady – deweloperzy kręcili nosami, ale chyba jednak musiały się spodobać, bo w końcu zamontowali je we wszystkich budynkach. No i zdołała wcisnąć w ogrodzie basen, nad którym toczy się w lecie życie rodziny.
Znajomi namawiali jeszcze, by zrobiła coś z ceglaną szopą sąsiadującą z działką. Ale jej ona nie przeszkadza. – Kojarzy mi się z Niderlandami, gdzie szanuje się stare materiały: obtłuczone cegły, wiekowy parkiet, wytarte płytki. Ten fragment działki to taka moja mała Holandia – żartuje.
Pustka jest luksusem
W nowym domu Agnieszkę urzekło nie tylko słońce, lecz także przestrzeń. – Wychowywałam się w niewielkim mieszkaniu, więc bardzo lubię pustkę. Ale ją też trzeba umieć okiełznać – podkreśla. Zdecydowała się na umowne podziały: na przykład dwie kolumny są subtelną granicą między salonem a jadalnią. Jasno wyznaczone osie, żadnych krzywizn, załamań.
{google_adsense}
Nowoczesna klasyka
Równie żelazną dyscyplinę narzuciła sobie, wybierając meble. – W sklepie mam tyle kolekcji, że musiałam się pilnować – wspomina. Postanowiła: żadnych historycznych zapożyczeń, nic, co udaje antyk. – Wolę styl, który nazywam modern classic. Już nie mieszczańska rezydencja, a jeszcze nie minimalizm – tłumaczy. – On odzwierciedla moje życie. Z jednej strony jestem matką i żoną, która nie może obyć się bez rodziny, z drugiej zabieganą bizneswoman.
Dorzuciła tylko kilka przeskalowanych elementów: czarne wazony Jarry Temple czy przywieziony z Tybetu portret ślubny tkany na żakardzie. Tak dla małej prowokacji.
Ach, te usta
Do dziś pamięta tamten dzień: weszła do paryskiej galerii prosto na popiersie Maura. – Mężczyzna jak mężczyzna – dodaje – ale jakie miał usta! Wyraziste, zmysłowe, aż poczułam dreszczyk – śmieje się. To był taki modern classic w rzeźbie: – Popiersie jest tematem klasycznym, marmur tworzywem poważnym, ale wykonanie współczesne. Rzeźba stanęła w holu.
Agnieszka skończyła konserwację malarstwa na krakowskiej ASP. Po latach spędzonych w muzeum ma trochę dość malarstwa olejnego. Woli fotografie, które utrwalają chwile. Jej ulubioną pracą jest „Akt męski” Magdy Wunsche (artystka robiła sesje celebrytom). W sypialni wisi cała galeria zdjęć rodzinnych, bo sama też lubi od czasu do czasu pofotografować. Nareszcie nie musi się przecież martwić, gdzie je powiesi.
Tekst: Monika Utnik-Strugała
Zdjęcia i stylizacja: Małgorzata Sałyga, Mariusz Purta