Gdy tylko Stefanie wprowadziła się do kamienicy w eleganckiej dzielnicy Charlottenburg, natychmiast wymieniła drzwi i okna z plastikowych na drewniane. Dopiero wtedy mogła zabrać się za urządzanie mieszkania.
Stefanie Butscheidt jest graficzką i scenografką, pracuje przy filmach, uwielbia adrenalinę na planie zdjęciowym. Jej berliński apartament jest jednak absolutnym zaprzeczeniem nerwowości i pośpiechu. Panuje tu cisza, spokój i harmonia. Wszystko dzięki doświadczeniu Stefanie.
Wystarczy, że rzuci okiem na wnętrze, a zaraz wie, jak je przerobić, udoskonalić, żeby, po pierwsze, ludzie dobrze się w nim czuli, a po drugie – by polubił je obiektyw aparatu. Nie boi się kontrastów, mocnych cięć, potrafi skupiać uwagę na przedmiotach.
Urodziła się w Bonn, lecz podobnie jak mnóstwo artystycznych dusz nie tylko z Niemiec, ale też z całej Europy, przyciągnął ją Berlin. Wybrała kamienicę z 1920 roku w eleganckiej dzielnicy Charlottenburg, jednak 170-metrowy apartament okazał się za duży. Zauroczona budynkiem, sąsiadami i przepiękną okolicą postanowiła jednak tu, ale zamieniła mieszkanie na mniejsze, za to na górnym piętrze.
Jej serce podbiły słoneczne pokoje i widoki z okna oraz bardzo stara, surowa drewniana podłoga. Wystarczyło dopasować do niej drzwi i okna. Z wyczuciem połączyła style flamandzki i wiktoriański, dodała rodzinne pamiątki oraz industrialne akcenty.
{google_adsense}
Do mieszkania wchodzimy długim, ciemnym korytarzem, w którego lewej części stoi regał wypełniony cennymi książkami poświęconymi grafice, sztuce, typografii i fotografii. – To moje prywatne archiwum – mówi Stefanie.
Zwieńczeniem korytarza, tuż za zakrętem, jest kuchnia ze stołem na masywnym odlanym stelażu. Ten żeliwny motyw Stefanie nieraz widziała na starych rodzinnych fotografiach. Na jednej ze ścian w kuchni wisi ciągle rosnąca kolekcja talerzy z wzorami w kolorze indygo. Wśród nich szczególną uwagę przykuwają „Szturm na Pałac Zimowy” z 1935 roku, jeden z ulubionych łupów Stefanie, upolowany na pchlim targu, oraz te największe, odziedziczone w spadku po babci.
Naprzeciwko kuchni znajduje się salon, któremu dodają lekkości dwie kawowobeżowe sofy, biały sufit i miękki dywan. Z pokoju dziennego przez duże przeszklone białe drzwi możemy przejść do jadalni – blat z antycznego dębu na ramie z czarnych stalowych rur zrobiła na zamówienie berlińska pracownia Objets Trouvés z Brunnenstrasse.
Gabinet, w którym projektuje, urządziła bardzo dizajnersko – siedzi przy biurku Office Desk projektu Egona Eiermanna na krześle Office Chair Charlesa Eamesa. W rogu obok biblioteczki stoi Lounge Chair Florence Knoll. Otoczona meblami mistrzów sama wpada na lepsze pomysły.
Jej ulubionym miejscem jest jednak sypialnia. Układa się na łóżku, przez okno w białej ramie godzinami patrzy w niebo i planuje kolejne wyprawy na Trödelmarkt Marheinekeplatz. Właśnie na tym kultowym pchlim targu upolowała większość dizajnerskich mebli i bibelotów. Kreuzberg znają dzięki niemu wszyscy poszukiwacze skarbów.
tekst: Dorota Stępniak
stylizacja: Agnieszka Tepli
zdjęcia: Joanna Pawłowska