W pas kłaniają się Spielbergowi, a o bursztynie mogą opowiadać godzinami. Zawsze z przejęciem i czułością. W końcu to od niego zaczęło się ich wspólne ,,my”.

Gdańsk–Wrzeszcz. Osiemset metrów do Opery Bałtyckiej. Czterysta metrów do politechniki. Dwadzieścia minut jazdy rowerem nad morze. Tutaj, w ponadstuletniej kamienicy, Paulina Binek i Janusz Wosik znaleźli miejsce do życia i tworzenia i, jak mówią, „na jedno wychodzi, bo przecież sztuka jest życiem, a życie to sztuka”. Kiedyś uczeń i mistrz, dziś małżeństwo artystów zajmujących się unikatową biżuterią. Ich prace można podziwiać w muzeach, na światowych wystawach i w prywatnych kolekcjach. To niestrudzeni orędownicy tajemnicy ukrytej w żywicy. Paulina i Janusz zgodnie twierdzą, że „bursztynowi należy się dużo wyższa półka w świecie sztuki jubilerskiej”.

Wdzięczni są Stevenowi Spielbergowi za „Park Jurajski”, bo „nawet nie wie, jak dobrą robotę wykonał, umieszczając w scenariuszu epizod z komarem zatopionym w bursztynie”. Nie wyobrażają sobie życia w bezdusznym apartamentowcu, a jeszcze „nie daj Boże, z portierem”. Mimo że remont kosztował ich mnóstwo wysiłku i nerwów, cenią skrzypiącą podłogę oraz stare mury, co niejedno widziały i słyszały.

Mieszkanie było prawdziwą ruiną – dość powiedzieć, że ostatnio odnawiane gdzieś w latach sześćdziesiątych. Styl eklektyczny narzucił wiek kamienicy. Większość mebli i przedmiotów to pamiątki rodzinne, wędrujące z nimi pod kolejne adresy. Resztę zdobyli dzięki wizytom na targach staroci, w drodze handlu wymiennego – „na przykład miedzioryt za naszyjnik, artyści to dopiero potrafią się wspierać!” – albo jako prezenty od przyjaciół.

Nie chcą nazywać się kolekcjonerami, zdecydowanie wolą określenie „zbieracze”. Na przykład instrumentów. Kiedyś pokochał je Janusz, który wypatrzył „kilka ciekawych eksponatów na Jarmarku Dominikańskim, za śmieszne pieniądze”. Po jakimś czasie pałeczkę przejęła Paulina – pasjonatka muzyki klasycznej. W spadku po córce dostała pianino. I to z historią: wcześniej stało i grało w kultowym gdyńskim klubie ,,Cyganeria”. Ola studiuje biotechnologię „i już nie w głowie jej klawisze, pewnie nie stworzy żadnego muzycznego dzieła, ale kto wie, może w zamian odkryje jakiś cudowny lek”.

Trochę inną sztuką Paulina żyje w swojej pracowni. Wszędzie można się tam natknąć na ślady spacerów po dzikich jeszcze gdzieniegdzie plażach Mierzei Wiślanej. „Brzegi morza” – najnowsze prace artystki – powstały z bursztynów, kamieni i patyków znalezionych na plaży.


Tekst i stylizacja: Agnieszka Osak-Rejmer
Fotografie: Sylwester Rejmer

reklama