Kiedy Małgosia i Paweł dostali w podwarszawskim Komorowie działkę od rodziców, wiedzieli, że zbudują tu dom. I nawet zaczęli. Ale przyszedł stan wojenny i decyzja: wyjeżdżamy. Po ośmiu miesiącach w Niemczech, bez rodziny i przyjaciół, podjęli kolejną: wracamy.
Przywieźli trochę pieniędzy, skończyli dom, dopilnowali każdego drobiazgu. – Nawet dyplom od gminy dostaliśmy, że od razu zamiast bałaganu mieliśmy trawnik! To był pierwszy prawdziwy trawnik w Komorowie…
Zaczęło się od kontrastów: czerń i biel
Dom wykończyli „po niemiecku” – czarno-biało. Taka była wtedy moda i, prawdę mówiąc, konieczność, bo sklepy świeciły pustkami. Okna brązowe, ciemne balustrady. Ale po jakimś czasie – mniej więcej po ośmiu latach – Małgosia stwierdziła, że patrzeć na to dłużej nie może. – Nie lubię kontrastów. Zaburzają moją wewnętrzną równowagę – śmieje się. Przyszedł więc czas na kolejną rewolucję. Tym razem w stylu śródziemnomorskim. Biało-niebieskim. I w środku, i na zewnątrz.
Zrobili niebieską podmurówkę, nawet stół i krzesła na tarasie pomalowali błękitną farbą. – Biały i niebieski to Grecja. A Grecja to nasza miłość. Zwłaszcza jedna wyspa. Pamiętacie „Mandolinę kapitana Corellego”? Tęsknimy za Kefalonią cały rok, klimat domu więc trochę tę tęsknotę łagodził – mówi Małgosia. Wszystko urządziła na biało, dodając błękitne akcenty. Przede wszystkim porcelanę – zbierane od lat biało-niebieskie filiżanki stały niemal wszędzie.
Minęły lata (oczywiście osiem) i Paweł zaczął częściej przebąkiwać, że może by coś jednak zmienić.
Biała rewolucja: dom urządzony w bieli
– Zgodziłam się na kolejny remont pod warunkiem, że teraz wszędzie będzie biel. I tak się stało. Jest biało od podłogi po sufit. Żadnych kompromisów. Wszystko poszło pod pędzel pana domu, który w końcu na malowaniu zna się naprawdę dobrze. Sporo białych mebli już mieli. Ale gdy na targach we Frankfurcie zobaczyli kanapę firmy Baltus – białą, rzecz jasna – od razu wiedzieli, że jest dla nich stworzona. I kupili. Tyle że na tym koniec. Okazało się, że przewozić ją można jedynie w granicach Unii Europejskiej. A Polska wtedy w Unii nie była. Małgosia stawała na głowie, żeby jakoś to załatwić, jednak nic się zrobić nie dało. Kanapa czekała w urzędzie celnym przez dwa lata, dopiero kiedy weszliśmy do Unii, wypuścili ją z aresztu. Teraz stoi w salonie, a obok niej prosty stół-ława projektu Pawła.
Ofiarą białej rewolucji padła porcelanowa kolekcja Małgosi. Paweł wszystko zapakował w pudła i zniósł do piwnicy. – Mogłabym spokojnie w tej piwnicy otworzyć sklep – śmieje się Małgosia. – Trochę mi szkoda, ale trudno.
Dodatki: kolor i rzeźby
Gdzieniegdzie na białych ścianach pojawia się kolor – obrazy Pawła, w błękitach i szarościach, wyhodowane przez niego drzewka laurowe oraz rzeźby, które od lat kolekcjonują. – To kolejna nasza pasja, pochłonęła całkiem sporo oszczędności – opowiada Małgosia. – Ale kiedy widzimy coś ładnego, nie możemy się oprzeć. Do domu wprowadzili się więc Bakchus i Amor z Psyche. – Pewnie, że lepiej wyglądaliby w pałacu, lecz pałacu nie mamy i tak już pewnie zostanie – uśmiecha się.
Biel w ogrodzie
Biel trafiła też do ogrodu, który generalnie jest królestwem Pawła. Tworzyli go jednak wspólnie, drogą prób i błędów – ale – jak zgodnie mówią – inaczej się po prostu nie da. Zresztą cała frajda w tym, żeby się ciągle zmieniał. Małgosia sadzi kwiaty, najchętniej te białe i niebieskie. Ostatnio – białe ostróżki. – Ale mam z nimi kłopot – opowiada – bo poza mną ukochały je też ślimaki. I co ostróżka wypuści mały pęd, zaraz go obrabiają. Próbowałam już wszystkiego, poiłam nawet ślimaki piwem, bo podobno je kochają, lecz piwo wypiły i dalej jadły moje kwiaty!
Mają też stare, 60-letnie jabłonie, śliwy, drzewa orzechowe, założyli niewielki ogródek warzywno-ziołowy. Ogród w lecie to zajęcie na pełen etat. Samo koszenie trawy zajmuje półtora dnia, a trzeba to robić raz w tygodniu… Dlatego Paweł malowaniem może zajmować się tylko w zimie, latem nie ma na to ani chwili.
Teraz w domu i w ogrodzie wszystko wygląda już tak, jak Małgosia i Paweł sobie wymarzyli. Tylko że od ostatniego remontu właśnie upływa osiem lat… Czyżby szykowała się kolejna wielka zmiana?
Tekst: Joanna Derda
Stylizacja: Bożena Kocój
Zdjęcia: Mariusz Purta