Szczypta klasyki i odrobina feng shui, czyli trochę Anglii, sporo Azji – oto recepta na dom pełen uroku i dyskretnej elegancji.
Od zawsze byliśmy związani z warszawskim Mokotowem – mówi pani Iwona, właścicielka domu. – Gdy przyszło nam się przeprowadzić, zaczęliśmy od spacerów. Wystarczyło zaparkować samochód, ruszyć pieszo na wycieczkę po wąskich uliczkach i oglądać ukryte pomiędzy drzewami domy – opowiada. Tak z mężem Jackiem znaleźli nową siedzibę: przedwojenną willę w fatalnym stanie, lecz z charakterem. Z porośniętej roślinnością fasady wyłaniała się piękna modernistyczna bryła.
Zaczęli remont połączony z przebudową, który potrwał trzy lata. Projekt architektoniczny wykonał angielski architekt Christopher Dove, realizacji zaś podjęła się warszawska pracownia architektoniczna ADD. Z domu zdjęto całe piętro i wybudowano je na nowo, zachowując zarys budynku. Zniknęła także kolumnada, bo właściciele chcieli mieć więcej miejsca i lekkości w salonie.
– Dom podzieliliśmy na trzy strefy – mówi właścicielka. Najniższa, położona poniżej gruntu, to poziom rodzinny, ale jest tu także kuchnia. Wyżej znajduje się salon i biblioteka, do której – jak żartuje pani Iwona – mąż ucieka, gdy ma już dość przebywania w domu pełnym kobiet. Pomieszczenie jest w stylu angielskim, co nie dziwi, biorąc pod uwagę fakt, że pan Jacek długo mieszkał w Wielkiej Brytanii. Ostatnie piętro domu zajmują z kolei pokoje prywatne.
W wystroju wnętrz widać przede wszystkim wpływy azjatyckie. Gospodarz prowadził kiedyś interesy w Chinach, przy okazji kupił więc kontener mebli i dodatków. Stąd też we wnękach salonu stoją zdobione kaligrafią słupy, które Chińczycy wystawiają przed domem z okazji ślubu. Na ścianie w korytarzu namalowana jest brama księżycowa, charakterystyczny element architektury wschodniej.
– To taki drobny zabieg feng shui – tłumaczy pani Iwona. – Sztuka ta powiada, że w korytarzu powinno być okno. My postanowiliśmy je namalować, z widokiem na orientalny ogród i rzekę. Fascynacja Dalekim Wschodem sięgnęła tak daleko, że pan Jacek sam zaprojektował łazienkę utrzymaną w lakowej czerwieni i czerni, ze ścianami pokrytymi chińską tkaniną. Podobne rozwiązanie pojawia się w sypialni wyłożonej jedwabiem.
Wielką pasją właścicieli jest kolekcjonerstwo. Na ścianach wiszą prace polskich malarzy: Henryka Musiałowicza – prywatnie przyjaciela rodziny, Teresy Pągowskiej, Tadeusza Kantora czy Henryka Stażewskiego. To hobby gospodarza. Drobnym odstępstwem od tej zasady jest XVIII-wieczna tapiseria przedstawiająca orientalnego wojownika, którą pani Iwona powiesiła w salonie. Ona sama zbiera filiżanki.
Śmieje się, że jak znajomi wyjeżdżają w podróż, to od razu wiedzą, co przywieźć. Zawsze patrzy na nie z przyjemnością – porcelana jest od tego, by jej używać, a nie od stania w kredensie. – Bardzo lubię dobierać filiżanki do swoich gości – opowiada gospodyni. – Każdy dostaje taką, która według mnie odzwierciedla jego charakter.
Tekst: Stanisław Gieżyński
Stylizacja: Dorota Cybis
Fotografie: Hanna Długosz
reklama