Gdzie w Warszawie mogła zamieszkać Angielka? W dzielnicy pełnej parków, starych kamienic i nastrojowych kafejek.
Do Polski Jessica przyjechała niemal czternaście lat temu. Zatrzymała się w Krakowie. Miała zostać tu tylko kilka miesięcy – uczyć angielskiego, poznać kraj i wracać, lecz… się zakochała. W Polaku – żeby nie było prosto – pracującym w Niemczech. Razem wyjechali do Düsseldorfu. Jednak i tu nie zagrzali długo miejsca, bo mąż Jessiki służbowo jeździł po całym świecie. Kiedy jego kontrakt wygasł, przenieśli się do Warszawy.
Pierwsze mieszkanie wynajęli. Ale kiedy na świat przyszły ich trzy córki: Nina, Natalia i Lena, musieli poszukać czegoś własnego i większego. Marzyło im się Powiśle. Często w weekendy tu właśnie jeździli na rowerach. – Klimatyczne miejsce, z przedwojennymi kamienicami, pełne kafejek, zarazem takie nowoczesne – zachwyca się Jessica. – Wszędzie spokojnie i zielono, a przecież to środek miasta.
Nawet nie przypuszczali, że los tak szybko się do nich uśmiechnie. Podczas jednej z rowerowych wycieczek zobaczyli baner z reklamą mieszkań na sprzedaż. – W tej samej chwili zeskoczyliśmy z rowerów i zaczęliśmy szukać po kieszeniach kartek, żeby zapisać adres i telefon – wspomina. – Zdecydowaliśmy się w kilkanaście sekund.
Mieszkanie było po prostu dla nich skrojone. 140 metrów, z fantastycznym widokiem na park. – Drzewa za oknem są jak ciągle zmieniający się obraz. Inny rano, w południe i wieczorem. Inny wiosną i jesienią – mówi zadowolona gospodyni, siadając z kawą na niewielkim balkonie.
O pomoc w urządzaniu poprosiła znajomą architektkę. Ta jednak robiła akurat inny projekt, więc poleciła Szymona Zgorzelskiego i Przemka Lisieckiego. – Nie byłam zadowolona. Wydawało mi się, że faceci nie zrozumieją, jakiego domu mi trzeba – opowiada Jessica. – Zapomną o garderobie albo pralni. Bałam się też, że Kala, nasz obronny kundelek, poszarpie im nogawki, bo nie przepada za obcymi chłopakami.
Na szczęście już na pierwszym spotkaniu wszyscy się do siebie przekonali. Szymon doskonale wiedział, gdzie i co zaplanować, żeby rodzinie było wygodnie. Zaczęło się od niedużych przeróbek. Pralnię tuż przy wejściu architekci zmienili na łazienkę połączoną z sypialnią, z korytarza zrobili garderobę z miejscem na pralkę, a pokój dzienny połączyli z otwartą kuchnią. Podłogi wyłożyli dębowymi deskami, solidnymi i ciepłymi.
Najtrudniej było wybrać kolory ścian. Jessica dzieciństwo spędziła w starym kamiennym domu, wypełnionym gromadzonymi od pokoleń pamiątkami, wśród ciemnych barw, kotar i ciężkich tkanin. Marzyła o bieli. A architekci namawiali ją na mocne brązy i antracytowe szarości. Zawarli kompromis: brązy i szarości – tak, ale rozbielone. Najciemniejszy jest korytarz. Rozjaśnia go jednak tapeta z dębami. – Czujemy się jak w parku: drzewa za oknem, drzewa w domu – śmieje się Jessica.
Meble? Miały być solidne, jak stare angielskie rzemiosło, ale jednocześnie wygodne i na czasie. Tradycję z nowoczesnością udało się połączyć bez problemu. W kuchni – surowy kamienny blat i piaskowane dębowe szafki, a powyżej ceramiczne płytki jak z wiekowego angielskiego pieca kaflowego. Salon – z jednej strony długi drewniany stół, który Jessica dostała wraz z krzesłami od koleżanki wyjeżdżającej za granicę, i stylizowana biblioteka (projektu Szymona Zgorzelskiego). Do tego dizajnerskie lampy z Artemide. W sypialni nowoczesne łóżka i kartonowo-gipsowe półki zmiksowane z meblami wyszperanymi w antykwariatach. Jessica najbardziej jednak lubi swoje własne biurko. Specjalnie dla niej wyszukali je antykwariusze Marion i Andrzej Wezdeccy z firmy Brocante. Duże, z nadbudową i mnóstwem szafeczek, szufladek i skrytek. Pomieściło wszystkie szpargały, słowniki i książki. Tak jak przewidywała – uczy angielskiego w szkołach i przedszkolach.
Domowników, choć każdy ma swoje zacisze, najbardziej przyciąga miejsce najgłośniejsze, czyli kuchnia, a konkretnie stół, który ją oddziela od salonu. Istne centrum rozrywki. Nie dość, że zawsze pięknie tu pachnie, bo pani domu codziennie gotuje i piecze (paje, zapiekanki – najpyszniejsza jest z kalafiorem i serem według angielskiego przepisu), to jeszcze cztery kobiety plotkują jedna przez drugą w dwóch językach. – Taki stół między kuchnią i salonem to miejsce idealne – mówi Jessica. – Podobnie było w moim rodzinnym domu.
Tekst i stylizacja: Aldona Bejnarowicz
Zdjęcia: Piotr Gęsicki
Projekt: Szymon Zgorzelski, Przemek Lisiecki