Nie sztuka zrobić mieszkanie z mieszkania, a ogród z ogrodu. Ewa urządziła apartament w suterenie, a patio zmieniła w przestronną oranżerię.
Jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś za tyle sprzedał suterenę – śmiał się pan od nieruchomości, gdy projektantka Ewa Sołonin wyprowadzała się z mieszkania na warszawskiej Saskiej Kępie. Kupiła je 20 lat wcześniej – malutkie, trzydziestometrowe, w piwnicy. Sama mówi o nim „basementowe”. Urządziła, rozbudowała (dokupiła przylegające piwnice i kawałek ogródka od sąsiada), a teraz sprzedała jako prawie stumetrowy apartament. W dodatku z oranżerią.
Drewno w roli głównej
Oranżeria? To zwykle aluminiowo-szklana konstrukcja, a w niej cytrusy, palmy i paprotki. – Ja chciałam, żeby wyglądała jak dom – opowiada Ewa. – Szukałam więc ludzi, którzy by mi ją zrobili w drewnie. I znalazłam: górali z Istebnej. W ogóle surowe, jasne drewno miało tu grać pierwsze skrzypce. Stąd pomysł na stół z desek odzyskanych z rozbiórki starego młyna. Pomógł mi kolega, który wykańcza łodzie. „Te deski mają zostać takie nierówne?” – upewniał się kilka razy.
Cegła na nowo odkryta
To kolejny znak charakterystyczny projektów Ewy. – Uwielbiam ją odkrywać, dlatego chętnie urządzam mieszkania w kamienicach – mówi. Cegłę oświetla ledami. Często nie zostawia surowej, lecz maluje. Tu na biało, ale raz robiła mieszkanie, w którym pociągnęła ją na żółto. Niezależnie od mebli wnętrze wygląda nowocześniej.
Ostrożnie z kolorem
W mieszkaniu na Saskiej Kępie też spotykamy żółte akcenty, jak krzesła z IKEA w oranżerii. Generalnie jednak Ewa oszczędnie używa kolorów. – Trzymam się zasady, że lepiej urządzić wnętrze w naturalnych barwach, a charakter nadać mu kolorowymi akcentami – tłumaczy.
Nie wszystko złoto
W jej domach rzeczy wyglądają na droższe. Wiele mebli kupuje w IKEA (ceni zwłaszcza kolekcję Stockholm). Po niektóre sięga częściej, jak po kultowy stolik kawowy Lovet na trzech nogach.
Ciekawe przedmioty udaje się wyszperać nawet w marketach, na przykład lampy tuby Nikor z Leroy Merlin. Potem dorzuca dizajnerskie dodatki, które wyszukuje na wyprzedażach i w sklepach TK Maxx (markowe za pół ceny). To tam trafiła na porcelanową głowę Buddy, która stoi w salonie.
Trawy zamiast papy
W projektowaniu ogrodu (żywopłot, brzozy, orzech i ukochane trawy) pomógł zaprzyjaźniony architekt krajobrazu. To ulubione miejsce kota Beżowego.
A jednak przyszedł dzień, gdy Ewa napatrzyła się na to wszystko, spakowała – jak żartuje – szczoteczkę do zębów, wzięła pod pachę kota i – zostawiając meble – ruszyła po nowe wyzwanie. Tym razem to małe mieszkanko na poddaszu, ale ona już wyobraża sobie ogród… na dachu. – Kwiaty, trawy, dechy... Przytulniej będzie nie tylko mnie, ale też sąsiadom, którzy na razie mają widok na kawał papy.
Jednak największym sukcesem był dotąd loft urządzony w… garażu. Sprzedał się w pięć dni, a licytujący podbili cenę do siedmiocyfrowej.
Tekst: Dorota Jastrzębowska
Zdjęcia: Rafał Lipski
Stylizacja: Dorota Karpińska
reklama