Klasyczne wnętrza willi z antykami na skraju Puszczy Kampinoskiej
Stylowe i przytulneTakiej kolekcji antyków nie powstydziłoby się niejedno muzeum, ale dom Joli i Allana muzeum nie przypomina. Wszystkiego używa się tu na co dzień.
Klasyczne wnętrza urządzone antykami
Mówi się, że to co dobre, rodzi się z czasem. Tak było z domem Joli i jej męża Allana. Wszystko zaczęło się 18 lat temu. Właśnie wrócili z Anglii, gdzie ona spędziła 9 lat, a on większość życia, i chcieli zamieszkać po… brytyjsku. Szukali więc domu, a świeżo zbudowana pod Warszawą kolonia niewielkich willi otoczonych ogródkami na skraju Puszczy Kampinoskiej wydała się idealna.
Ciekawe sąsiedztwo – niedaleko stara XVII-wieczna plebania i dworek Sienkiewicza – a za płotem las. I to powietrze, inne niż w mieście, aż przyjemnie odetchnąć po powrocie z pracy. To wtedy, gdy zaczynali się urządzać, Jola wyszperała w sklepie ze starociami swój pierwszy antyk – biedermeierowską komodę z marmurowym blatem. I złapała bakcyla.
Choć z wykształcenia jest ekonomistką i pracuje w międzynarodowej firmie, pasjonuje się historią sztuki. Dlatego na jednej komodzie nie mogło się skończyć. Zaczęła kupować krzesła, szafy, fotele, obrazy i porcelanę. Z Miśni, Delft oraz klasyczną japońską Imari, którą wytwarzano od XVII wieku i sprowadzano do Europy. – Z czasem człowiek rozsmakowuje się w rzeczach coraz starszych, z XIX-wiecznych przerzuca się na XVIII-wieczne, potem na barok – wspomina właścicielka.
Okazało się, że do wyszukiwania prawdziwych skarbów ma nie tylko talent, ale i szczęście. Jej kolekcja antyków przez lata mocno się rozrosła. Wyszukiwała je w Polsce, Anglii, we Włoszech, zwoziła z targu w Valbon na południu Francji, gdzie spędzali z mężem wakacje. W końcu wszystkie meble i drobiazgi stanęły w domu. Wśród nich takie perełki, jak barokowa sekretera na wysokich nóżkach, lustro z konsolą z tego samego okresu czy intarsjowane empirowe krzesła.
Lifting domu to za mało
Gdy minęło prawie 20 lat, Jola i Allan doszli do wniosku, że ich dom nieco się postarzał. Urządzali go według ówczesnych mód – mieli kuchnię z ciemnego drewna i podwieszane sufity. Postanowili coś odświeżyć. Antyków nie chcieli się pozbywać. Potrzebowali dla nich nowej oprawy i kogoś, kto ma wyczucie. W znalezieniu idealnej osoby nieoczekiwanie pomogły… tkaniny. Jola od dawna się nimi interesuje, czyta fachowe książki, wyszukuje informacje w internecie i kupuje. Gdy szukała kogoś, kto mógłby odnowić XVII-wieczną tapiserię, trafiła na wybitną znawczynię tematu – Ewę Kanach.
Od słowa do słowa okazało się, że Ewa ma też doświadczenie w urządzaniu klasycznych wnętrz. Co więcej, obie panie łączy bardzo podobny gust – kiedy jedna znalazła na aukcji XIX-wieczny stół do jadalni, druga już wysyłała jej link do tego właśnie mebla. Lubią nawet to samo muzeum – Wiktorii i Alberta w Londynie, szczególnie, rzecz jasna, tamtejszą kolekcję tkanin. W końcu Ewa namówiła Jolę na coś poważniejszego niż lifting – generalny remont domu.
Jak urządzić klasyczne wnętrze: harmonia i piękne detale
– Zaczęłyśmy od podniesienia całego parteru o prawie 20 cm i podwyższenia drzwi – opowiada projektantka. – Klasyczne wnętrza wymagają wysokości, inaczej sprawiają wrażenie sztucznych – tłumaczy. Ten zabieg pozwolił ozdobić sufity sztukateriami, ręcznie odlewanymi przez sztukatora Leszka Kaliszewskiego według projektu jego i Ewy. Ułożone na nowo i polakierowane zostały drewniane podłogi. Gdy remontowano kominek, okazało się, że ma wadliwą, wręcz niebezpieczną konstrukcję. Zastąpił go więc nowy – z portalem z pińczowskiego kamienia zrobionym przez rzeźbiarza Grzegorza Kwapisiewicza (Katanga).
Jola dała się też namówić na remont dwóch łazienek i kuchni, którą powiększono o zamykaną spiżarnię, gdzie w miejsce małego okienka wstawiono balkonowe drzwi. W ciepłe dni z Allanem wychodzą tędy z kawą do ogrodu, a trójka ich ukochanych kotów – Agatka, Milkie i Daisy – pogrzać się w słońcu.
Projektantka ustawiła na nowo antyczne meble – dopasowała je stylem i zadbała, by właściciele nie czuli się wśród nich jak w muzeum. To nie eksponaty – bufet jest bufetem, kredens – kredensem. Stoją w nich naczynia, których Jola używa na co dzień, schowane są sztućce, obrusy i inne drobiazgi. Ewa zadbała też o najdrobniejsze detale. Klamki w drzwiach czy gałki w szafkach są z brytyjskiej manufaktury Beadmore, wszystkie robione ręcznie. Mosiężne włączniki i kontakty też z zacnej, angielskiej Forbes & Lomax. – Bawiło nas ich dobieranie, są jak biżuteria, tyle że dla domu – mówi projektantka. Całości dopełniły tkaniny prawdziwe – jak zasłony czy tapicerki Rubelli – i… udawane, czyli tapety Zoffany perfekcyjnie naśladujące jedwab.
Dziś Jola nie kupuje już tak wielu antyków, nie zmieściłyby się w domu, ale kiedy trafi na piękny okaz, nadal czuje emocje – coś jakby była zakochana.
TEKST: AGNIESZKA WÓJCIŃSKA
ZDJĘCIA: IGOR DZIEDZICKI
STYLIZACJA: EWA KANACH
Projektantka: Ewa Kanach, kanach.eu
Założycielka KANACH INTERIORS, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, znawczyni tkanin. Projektowaniem wnętrz zajmuje się od początku lat 90. Urządza pałace, rezydencje, apartamenty, biura, sklepy i restauracje, także za granicą.
Specjalizuje się we wnętrzach stylowych, pełnych pięknych tkanin, antyków i ornamentów, ale ma również na swoim koncie realizacje nowoczesne. Nie ogranicza się do jednego stylu – inspirują ją zarówno renesansowe pałace z Florencji, jak i sztuka Orientu.