Ten wąski, wielopiętrowy dom kojarzył się Zuzi z jej ulubionym wiktoriańskim stylem. Chciała jednak potraktować go z przymrużeniem oka, bo za falbankami, różami i złotymi klamkami nie przepada.
Gdańsk, jedna z piękniejszych dzielnic, stare domy i drzewa, spokój, cisza – każdy chciałby tu mieszkać, tylko że domów na sprzedaż nie ma od lat. Ale oto agentka Zuzi i Wojtka dowiaduje się pocztą pantoflową, że o jeden toczy się sprawa spadkowa i będzie do kupienia. – Żeby go zobaczyć, skradaliśmy się w zimową noc. Chodziło o to, by inni się nie zorientowali, że dom może być na sprzedaż – śmieją się. – Niestety, i tak pojawiło się milion chętnych i rozgorzała prawdziwa bitwa. Jeden z zainteresowanych odwiedził nawet właścicielkę mieszkającą w Niemczech. Ostatecznie jednak wygraliśmy, bo zależało jej, żeby zamieszkała tu rodzina z dziećmi.
Nowa aranżacja wnętrza: wiktoriański styl na wesoło
Pusty dom zionął smutkiem, wyglądał, jakby od czasów wojny nikt go nie remontował. Dopiero kiedy wyburzyli ściany i do pokoi wpadło światło, nabrał charakteru. W czasie remontu gorąco kibicowała im nowa sąsiadka. Starsza pani wychowała się na Syberii, zahartowana niejedno w życiu widziała. – Pojawiała się zawsze w najtrudniejszych chwilach i rozładowywała atmosferę niesamowitym poczuciem humoru. To był pierwszy moment, kiedy zaczęliśmy się zaprzyjaźniać z miejscem – wspominają. Kolejnym było poznawanie historii domu. Okazało się, że zbudowała go w 1927 roku niemiecka milicja gdańska. Na początku mieszkały tu dwie rodziny, które w piwnicy hodowały świnie. Na murach zachowały się stare, gotyckie napisy.
Z pomysłem na wnętrze nie było problemów. Wąski i wielopiętrowy dom przypominał właścicielce, anglistce, wiktoriański styl. Ale że zawsze daleka była od foteli w kwiaty, złotych klamek i kandelabrów, chciała potraktować styl angielski pół żartem, pół serio. Miała przy tym szczęście do ludzi. Nad drewnianymi meblami pracowało dwóch artystów stolarzy.
– Jeden, gdy zobaczył stare schody, pomalowane chyba setki razy, za punkt honoru postawił sobie, że je uratuje. Słuchając muzyki poważnej, przez sześć tygodni czyścił stopnie papierem ściernym – wspomina z uznaniem właścicielka. Z kolei architektkę, która jest teraz przyjaciółką domu, znaleźli w piśmie wnętrzarskim. – Zobaczyłam realizację Marty Sikorskiej, ale ostatecznie przekonał mnie jej uśmiech. Zadzwoniłam i szybko się okazało, że dokładnie wie, czego chcę – opowiada Zuzia.
Zabawa stylem angielskim
Marta miała mnóstwo pomysłów. Zaproponowała m.in. niecodzienne kafle przy zlewie. Studiowała rzeźbę, więc sama zrobiła projekt i odlew. Kafle są gipsowe, pomalowane szklistą farbą. Zrobili je studenci artyści specjalizujący się w rzeczach ze szkła.
Wspólna zabawa ze stylem angielskim skończyła się na kolorowych fotelach Eamsów, wiszących globusach, które oddzielają strefę dzieci od strefy dorosłych, i obiciach w kwiaty.
Zmienił się nie tylko dom, ale i życie Zuzi i Wojtka. Właściciele mówią, że od przeprowadzki ruszyło mnóstwo spraw, które wcześniej odkładali na święte nigdy. Zuzia napisała anglojęzyczny przewodnik po Polsce. Wojtek postanowił zrobić to, co zawsze go interesowało. Mimo że zajmuje się biznesem, rozpoczął nowe studia, psychologię.
POLECAMY: Czarujący dom Laury: przytulne aranżacje
Tekst: Sylwia Urbańska
Stylizacja: Eva Milczarek
Fotografie: Radosław Wojnar