Co zrobić, gdy któregoś dnia dom stanie się za mały? Zamienić go na nowy? Nie wtedy, gdy mieszka się w raju.
Prowansalski styl w Australii
Przegadali setki wieczorów na tarasie. Ile było zastanawiania się, debatowania, wypisywania plusów i minusów. Nie ma rady, wyszło im, że muszą się jednak przeprowadzić. – Kiedy powiększyła się rodzina, przyszły na świat dwie córki, zrobiło się za ciasno – mówi Hayley Morton. – Z ciężkim sercem postanowiliśmy więc znaleźć nowy dom. Z ciężkim, bo takiego widoku, jaki mieliśmy, próżno szukać gdzie indziej.
Hayley i Paul mieszkali nad Zatoką Moreton (wschodnia Australia), dookoła której rosną piękne figowce, pełną delfinów, wielorybów i żółwi. Teraz z tymi sielskimi krajobrazami mieli się pożegnać. Ale im dłużej rozglądali się za nowym domem, tym było gorzej. Nic im nie pasowało. Zatoka okazała się nie do zastąpienia. Aż któregoś dnia Paul zdecydował, że może prościej będzie przebudować dom, nawet gdyby z tego powodu radykalnie skurczył się ogród.
Ponadczasowa francuska elegancja
Mortonowie o pomoc poprosili profesjonalistę. Sami są finansistami i architekturę wolą podziwiać, niż ją tworzyć. – Architekt spisał się na piątkę – uśmiecha się Hayley. – Gdy przychodzą do nas goście, pytają, gdzie kończy się, a gdzie zaczyna nowy dom. O to nam chodziło. W urządzanie z kolei zaangażowała się projektantka wnętrz Anna Spiro oraz... Francja.
Pierwszy raz odwiedzili ten kraj dziesięć lat temu. I wracali tam potem jeszcze wiele razy, do Prowansji i nad Loarę. – Muszę się przyznać: jestem od Francji uzależniona – wyznaje Hayley i, żeby nie być gołosłowną, pokazuje tony francuskich czasopism i książek, które przechowuje w wielkim kufrze podróżnym w salonie. A po chwili dorzuca: – Nie interesował nas styl nowoczesny. Wszyscy sąsiedzi mają nowoczesne domy. Są tak do siebie podobne, że czasem zastanawiam się, u kogo właśnie jestem. Zdecydowanie wolę klasykę.
Biel, błękit i uspokajająca szarość
Tak jak projektantka. Dlatego dla Anny zrobienie nowego domu dla Mortonów było prawdziwą przyjemnością. Szybko odkryła, że Hayley i Paul uwielbiają dwa kolory: biały i niebieski. Od siebie dodała jeszcze akcenty uspokajającej szarości i zieleni. Ostra i czysta biel jest świetnym tłem dla drukowanych tkanin, które wybrały w sklepach Schumacher, Ralph Lauren i Brunschwig & Fils. Hayley najmilej wspomina wspólne wyprawy z Anną na pchle targi, aukcje i do antykwariatów w poszukiwaniu mebli i lamp.
– Myślę, że jedną z moich ulubionych rzeczy jest para francuskich złoconych krzeseł – wtrąca właścicielka. – Dostałyśmy je w małym sklepie z antykami w miejscowości Brisbane, kilkanaście kilometrów od naszego domu. Początkowo nie byłam do nich przekonana, ale gdy Anna obiła je tkaniną w blade biało-niebieskie paski, zakochałam się bez pamięci. Stoją teraz na honorowym miejscu w salonie. Również do pokoi sześcioletnich córek trafiły meble z pchlich targów, ale pomalowane w kolory lodów sorbetowych.
W poszukiwaniu idealnych mebli
Panie szukały pięknych przedmiotów też w internetowych serwisach aukcyjnych. Najlepiej sprawdził się eBay. Raz wyszperały kolekcję ośmiu miedzianych akwafort u antykwariusza w Monachium. Natychmiast do niego zadzwoniły, by zostawić wiadomość na sekretarce. Choć wiedziały, że jest czwarta nad ranem, bardzo się zdziwiły, gdy ten w okamgnieniu jednak odebrał telefon. – Pomyślałam, że cierpi na bezsenność, ale okazało się, że właśnie rodzi mu się wnuk i jak na szpilkach czeka na wiadomość od syna – wspomina pani domu.
– Kochamy tu być i codziennie patrzeć na pluskające się delfiny. W każdej chwili możemy pójść z przyjaciółmi do ulubionej restauracyjki na świeże owoce morza, a potem posiedzieć na jednej z piękniejszych na świecie plaż – wyznaje Hayley. – Tak właśnie wyobrażam sobie raj.
Tekst: Catherine Schields
Tłumaczenie: Renata Barańska
Zdjęcia: Simon Kenny/ Content Agency