piękne siedlisko nad jeziorem

Zacumować pod domem – zobacz, jak urządzono piękne i przytulne warmińskie siedlisko nad jeziorem

Rezydencje

Podniesione z ruiny warmińskie siedlisko to dzieło polsko-szkockiej pary. Oboje uwielbiają slow life. Patrzą przez okna na Kanał Elbląski, a kiedy przychodzi im ochota, wsiadają z pomostu do łodzi i płyną do Gdańska.

reklama
aranżacje domów jednorodzinnych

Remont starego, poniemieckiego domu na Warmii

Emilia pochodzi z Gdańska, Ian jest stuprocentowym Szkotem. Połączyły ich nie tylko uczucia, ale i podobne podejście do życia – miłość do rzeczy z historią i wola ich ratowania, bez względu na koszty. Emilia tak opowiada o swoim miejscu na Ziemi: – Nasz dom jest stary, poniemiecki, nie wiemy, ile dokładnie ma lat, ale możemy się domyślać, bo jest mocno związany z historią budowy Kanału Elbląskiego.

poniemiecki dom renowacja
Przeszklone narożniki w dobudowanej części domu, przez które widać jezioro jak na dłoni, wymagały skomplikowanej konstrukcji stropu – to dzieło architektki Aleksandry Cwilewicz.

W XIX wieku Fryderyk Wilhelm IV wymyślił sobie, że połączy szlakiem żeglownym Prusy Wschodnie z Bałtykiem. Głównym problemem, z jakim mierzyli się inżynierowie, była prawie stumetrowa różnica poziomów między niektórymi jeziorami. Ale zamiast budować kilkadziesiąt śluz, wymyślono pochylnie, po których statki są przeciągane na specjalnych szynach z jednego zbiornika na drugi. Po otwarciu kanału w niektórych miejscach poziom wód się bardzo obniżył i zaczęły powstawać siedliska. Nasz dom jest jednym z nich, więc może mieć ok. 150 lat!

Druga wskazówka to wielka sosna taborska, która rośnie u nas na działce. Na tych terenach sadzono takie strzeliste drzewa z przeznaczeniem na maszty – były bardzo poszukiwane przez szkutników. Nasi robotnicy, którzy pracowali przy remoncie domu, nazywali ją świętym drzewem.
 

> Zobacz także: Z miłości do kamienia – stylowo odrestaurowany dom w Akwitanii <

piękne domy aranżacje inspiracje
Pomuchel, czyli dorsz. Tak nazywa się łódź z zabytkowym silnikiem puck 24 (prawdopodobnie to jedyny działający w Polsce!). Wyremontowali ją rodzice Emilii.
taras w domu nad jeziorem
TALERZE, KUBKI, DESKA DO KROJENIA I PODUSZKA Z HK LIVING, DREWNIANA MISKA Z DUTCHHOUSE.PL, PLED ZE SKLEPU NAP.
Wszystko zaczęło się od łodzi… dlatego dostęp do jeziora i pomost były najważniejsze.

Od czego się wszystko zaczęło?

Od tego, że szukałam domu dla mojej… łódki, która nazywa się Pomuchel – po kaszubsku „dorsz”. Dziadkowie pochodzą z Helu, rodzice z Gdańska i pewnego dnia ojciec, inżynier zatrudniony w stoczni, postanowił wyremontować starą łódź i – co ważne – wyposażyć ją w silnik Puck 24 z 1965 roku (pierwszy polski silnik montowany na kutrach rybackich). Dziś zostały już tylko dwa takie w Polsce, z czego jeden, oczywiście niedziałający, znajduje się w puckim muzeum.

Ja na łódkę zostałam zabrana przez rodziców po raz pierwszy, gdy miałam trzy miesiące. Naszą z mężem idée fixe było mieszkać nad jeziorami i móc naszym „dorszem” pływać do samego Gdańska, gdzie nad Mołtawą mamy drugi dom. Łatwo nie było – tego siedliska szukaliśmy 7 lat, bo koniecznie chciałam trafić na stare warmińskie, nad samym jeziorem, tak żeby wybudować też pomost. Do Gdańska płynie się stąd… dwa dni. Istny slow life. Ale prawdziwe slow było wtedy, kiedy łódź się popsuła. Podróż trwała pół roku, nagle stawaliśmy na środku jeziora, holowali nas jacyś harcerze itp.

Meble w salonie to dobierane latami i składowane w kontenerach pojedyncze sztuki. Na sofie: pled lniany, poduszka ze wzorem Picasso z NAP, poduszki wełniana szara i żółta – HK Living.

Piękne siedlisko nad jeziorem

Stare poniemieckie siedlisko, które kupiliśmy, przedstawiało obraz nędzy i rozpaczy – poprzedni właściciel nie robił tam nic poza wyrzucaniem śmieci do jeziora… W domu obrośniętym na kilka metrów pokrzywami stały stare zawilgocone i rozpadające się meble. Postanowiliśmy z mężem je uratować, odrestaurować, choć miny znajomych, którzy wszystko z nami oglądali, były nietęgie i bali się nawet wejść do środka. Jednak miałam wizję, jak to będzie wyglądać.

Usunęliśmy jedną ze ścian i zrobiliśmy coś w rodzaju dobudówki z przeszkleniem dającym widok na jezioro. To był wielki wyczyn architektki Aleksandry Cwilewicz, która zajmowała się przeprojektowywaniem całości. Oli udało się fantastycznie połączyć stare elementy konstrukcyjne z nowymi. A ukoronowaniem wszystkiego jest narożnik domu bez filara czy ściany, więc panoramę na jezioro mamy pełną. Same podciągi i belki w stropie też wyglądają ciekawie, a salon ma imponującą wysokość. Ciągle uczę się od męża szacunku dla starych rzeczy i dążenia do zachowania ich, nawet wbrew logice i ekonomii. To jak z tym silnikiem w łodzi – można było kupić nowy marki Volvo i mieć problem z głowy.

Ale my działamy inaczej, dlatego strasznie zależało nam na każdym detalu. Nie zgodziłam się, żeby na podłogę w kuchni i w sieni dawać jakieś tam płytki i po naprawdę długich poszukiwaniach natrafiłyśmy na krakowską manufakturę, która robi terakotę regionalną. Specjalnie dla nas dopracowała kolor i format. To rzadki obecnie przykład rzemiosła na najwyższym poziomie. Wybierając płytki, nie chciałam, żeby wyszła z tego jakaś Portugalia…

> Zobacz też: Design w starej rybakówce – stary dom z nowoczesnym wnętrzem <

salon ze ścianą z czerwonej cegły
Architektka wybierała bardzo starannie materiały: drewniany strop w kuchni i jadalni powstał z zabytkowego drewna (z rozbiórki starych stodół) z Warmii i Mazur. Jeździła długie tygodnie od drzwi do drzwi różnych gospodarstw i pytała o stare deski.

Starannie dobrane kolory: mięta, szarości i błękity we wnętrzach

W pracach konstrukcyjnych Olę wspierał świetny fachowiec Janusz Wittmann. Ja też mocno zaangażowałam się w dobór mebli, kolorów, dodatków. Wszystko kupowałam przez kilka lat, zanim ten dom powstał, i składowałam w wynajętych kontenerach. Potrafiłam wieźć taborety z drugiego końca Europy samolotem czy targałam z Danii jakieś stare wiadro studzienne na żurawiku, które wprawiło pasażerów w osłupienie.

Pewnego dnia dwie ciężarówki sprzętu zajechały pod dom, a ekipa dostała rozpiskę, gdzie co ma stanąć. Ze Szkocji przywiozłam miłość do tapet i nie wyobrażam sobie wnętrz bez nich. Dodają im ciepła i przytulności. Do nowego domu wybierałam je bardzo pieczołowicie. Każdy z pokoi ma inną – brytyjską albo włoską – i z każdej jestem równie dumna.

Co ciekawe, trafiły nawet do łazienki, która jest kompromisem między klimatami angielskimi a warmińskimi, a także między mną a mężem. Ian chciał mieć koniecznie wannę, ja zdecydowanie wolę prysznic. Powiedziałam w końcu: „Dobrze, będziesz ją miał, ale niech będzie przynajmniej różowa”. Odcień nie jest zresztą przypadkowy, tylko zdjęty z kwiatków na tapecie, tak samo kolor łazienkowej boazerii – podkradziony z drugiego kwiatka. Na szczęście mąż zaakceptował ten wybór!

Zobacz więcej zdjęć tego pięknego dom na jeziorem w galerii

Kontakt do architektki: Aleksandra Cwilewicz, tel. 607 882 688

TEKST: BEATA MAJCHROWSKA
ZDJĘCIA: ANETA TRYCZYŃSKA
STYLIZACJA: ELIZA MROZIŃSKA

wnętrza domów jednorodzinnych
Architektka eksperymentowała z tynkami (zacierała je mieszankami o różnym składzie i uziarnieniu), aby jak najbardziej upodobnić je do dawnych. Strop w kuchni i jadalni powstał ze starego drewna z rozebranych stodół warmińskich i mazurskich.
kuchnia z wyspą aranżacje
Wyspę kuchenną zrobił stolarz, nad nią typowy dla Wielkiej Brytanii element – tzw. pot rack, czyli wieszak na garnki. Szafki kuchenne zrobili rzemieślnicy z The English Rose Kitchen Company.