Barokowy pałac w Piszkowicach ukryty w zieleni
RezydencjeKiedyś jego dach przypominał ser szwajcarski, a w rynnach rosły pięciometrowe brzozy. Dziś barokowy pałac w Piszkowicach, zanurzony w zieleni kaskadowych ogrodów, odzyskał barokowy blask.
Barokowy pałac w Piszkowicach
Na tym wzniesieniu od wieków coś stało. Najpierw średniowieczna warownia – poszła z dymem w czasie wojen husyckich. Potem renesansowy dwór – niewiele o nim wiadomo. Wreszcie barokowy pałac, wzniesiony prawdopodobnie na dworskich fundamentach. Od niepamiętnych czasów aż do początku XIX wieku mieszkała tu rodzina von Haugwitzów.
Po wojnie upaństwowiony pałac Piszkowice koło Kłodzka zamienił się w szkołę podstawową, przez którą przewinęło się koło dwóch tysięcy uczniów. Kiedy komunizm upadł, a szkołę zamknięto, dla gminy to był tylko kłopot. Sprzedano go za bezcen i trafił w ręce pani, która dolnośląskie pałace skupowała hurtem. Tyle że po pewnym czasie tak samo hurtowo się ich pozbywała. Nie była w stanie podźwignąć ich z ruin. Mówi się tu z nutą goryczy, że do Piszkowic nawet nie zawitała, bo pewnie portfolio własności miała zbyt rozbudowane. Kolejny właściciel, choć architekt, znów nie był w stanie nic z pałacem zrobić, a nawet mocniej go zdewastował.
Wtedy na scenę wkroczył ktoś z daleka… Marcin Schoenberg, z wykształcenia nauczyciel historii, a z zawodu specjalista od nieruchomości, zobaczył Piszkowice po raz pierwszy na monitorze komputera. Polak, urodzony na Mazurach, jako młody chłopak wyemigrował do Kanady. Namiętnie podpatrywał w internecie ogłoszenia o zrujnowanych polskich pałacach wystawionych na sprzedaż.
– Uwielbiam barokową architekturę, w Kanadzie takiej nie ma – wspomina. – Oglądałem te polskie pałace i często sobie myślałem, że fajnie byłoby taką wiekową ruinkę podreperować. Parę lat temu chciałem zmiany w życiu, interesował mnie powrót do Europy. Piszkowice wpadły mi w oko. Przyjechałem i z miejsca mnie zauroczyły, choć pałac był w opłakanym stanie. Dziurawy dach, w rynnach samosiejki brzóz przypominające zagajnik… Wizytujący urzędnik radził wynająć buldożera, a potem zaorać to miejsce. Jednak Marcin nawet się nie zawahał. I dopiął swego. Stał się właścicielem prawie dwóch tysięcy metrów kwadratowych wołającego o pomoc zabytku i czterech hektarów zjawiskowego parku z tarasowymi ogrodami.
Jak urządzić wnętrza w stylu pałacowym?
Plan był taki, żeby zacząć od urządzenia tu domu gościnnego, a w przyszłości, kto wie, może nawet domu aukcyjnego. Bo Marcin kocha antyki i zwozi jej z całej Europy. Po czterech latach od zakupu pałac wydaje się kompletnie wyremontowany, choć cały czas trwa renowacja kolejnych pomieszczeń. Na piętrze ze stumetrową salą balową będą wesela – ma już nawet wstępne rezerwacje! Te sale w remoncie są dla bywalców turystyczną atrakcją – widać, jak kiedyś wszystko tu wyglądało. Wielu gości to uwielbia – przede wszystkim ci, którzy nie przepadają za wnętrzami przesadnie wygłaskanymi czy nowoczesnymi. Tutaj stara stolarka jest czyszczona i przywracana do użytku. Schody mają trzeszczeć.
Piece, choć wyglądają, jakby stały tu od zawsze, są sprowadzone. Ostatni niemiecki właściciel, bankier z Hamburga, wszystkie piece kaflowe wyrzucił i zamontował centralne ogrzewanie. Marcin przeciwnie – skupuje stare okazy i na powrót je wstawia, bo dodają wnętrzu klimatu i naprawdę porządnie grzeją, czemu goście często nie mogą się nadziwić. – Piec nie jest po to, żeby stał i świecił kaflami – mówi Marcin o tym, który własnoręcznie rozebrał, spakował w pudła i przywiózł do Piszkowic z Niemiec. Dogrzewa teraz te miejsca, w których nie dało się poprowadzić ogrzewania podłogowego (przeszkodą były zabytkowe płytki). A prowadzić rury po ścianach pałacu? Trochę szpeciłyby widok.
> Zobacz także: Bajkowe wnętrza pałacu w Boglewicach <
Pałac i ogrody w Piszkowicach
Ogród w Piszkowicach jest wciąż tajemniczy i do końca nieujarzmiony, choć udało się go odczyścić z samosiejek, a przede wszystkim wywieźć ciężarówkami śmieci, z AGD na czele, które przez dziesięciolecia w sobie krył. Wciąż odkopywane są też różne „skarby”, jak na przykład fontanna. W rogu ogrodu stoi zjawiskowy budynek herbaciarni, ale on wciąż czeka na renowację. Wśród starych drzew wyróżnia się dwustuletnia daglezja, górująca nawet nad wieżą kościelną. Ogrody rozciągają się na dziewięciu tarasach. Poza Książem niewiele jest takich przykładów na Śląsku.
Ze wszystkich historii związanych z ratowaniem pałacu najbardziej poruszająca była ta o potomkach ostatnich przedwojennych mieszkańców – von Eichborn. – Proszę sobie wyobrazić, że udało nam się odnaleźć, w Kalifornii zresztą, wnuczkę właściciela. 93-letnia staruszka tak się uradowała na wieść o uratowaniu pałacu, że postanowiła zobaczyć go na własne oczy. Dwa lata temu wsiadła w samolot z córką i wnukiem i zawitała w rodzinnej siedzibie równo po 80 latach! Wyszła z samochodu i wszystko jej się przypomniało. Wskazywała, których drzew nie było, mówiła z detalami, co się zmieniło. Każdego ranka pytała swojej córki, czy to nie jest sen. Nie mogła uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
Zobacz całą sesję w galerii zdjęć.
Więcej o pałacu na stronie: piszkowice.com
TEKST: BEATA MAJCHROWSKA
ZDJĘCIA: MICHAŁ MROWIEC
STYLIZACJA: KAROLINA MEARS