Anna uwielbia podróże. Z mężem, który pracuje w Niemczech, często spotykają się w romantycznych zakątkach Europy. Ale zawsze wracają do wymarzonego apartamentu w Brodnicy, skrzydlatych świnek i kota Klemensa.

Anna długo szukała architekta

Chociaż interesuje się urządzaniem wnętrz, to wiedziała, że sama nie sprosta zadaniu. – Czasami nie znam umiaru – opowiada ze śmiechem. – Podoba mi się dużo rzeczy, nawet kicz, i z niczego sama nie potrafiłabym zrezygnować. Potrzebowałam kogoś, kto mi pomoże. Kiedy na jakimś portalu znalazła dom urządzony przez Martę Sikorską, sopocką architektkę, chwyciła za słuchawkę.

– Spotkałyśmy się u niej w mieszkaniu – wspomina. – Uwiodła mnie nim. To była dokładnie taka muzyka, jaka gra mi w duszy.

Pomysły. Obie lubią pomieszać

Styl nowoczesny, skandynawski, art déco, trochę sztuki. Anna sporo jeździ po Europie, najczęściej do męża Bartka, który jest specem od IT w Niemczech. Obie cenią szlachetne drewno, kolory, dobre materiały. Marta inspiracji szuka w filmach, które namiętnie ogląda na kanałach z klasyką. Ameryka lat 20., 30. i 50. TCM z Frankiem Sinatrą, Humphreyem Bogartem, Lauren Bacall, czasy kunsztownego rękodzieła.
Anna: – Nie chciałam gazetowego wnętrza, takiego pod linijkę, w którym nie widać człowieka, tylko przedmioty. Siedziałyśmy po nocach i planowałyśmy. Ona w Sopocie, ja tu, w Brodnicy, każda przed własnym komputerem. Takie czasy.
Marta: – Lubię tworzyć meble, uczyłam się tego przez pięć lat na gdańskiej ASP, gdzie skończyłam architekturę wnętrz. To był mój ulubiony przedmiot. Wymyśliła dla Anny kilka cacek, które spokojnie mogłaby pokazywać w Mediolanie. Malowaną konsolę z bukowego drewna, stoliczek z marmurowym blatem, komodę o artdecowskich korzeniach z fornirem w jodełkę, kryjącą mnóstwo tajemnic.

– Na przykład wszystkie odbiorniki, pstryczki, kable, no i telewizor – zdradza Anna. – Nie przepadam za nim, więc nie stoi na ołtarzu. Ale czasem się przydaje, gdy chcę wieczorem pooglądać programy kulinarne lub podróżnicze. W komodzie jest więc winda, która wywozi go w górę. Marta ma stolarza, który zrobił ten mebel po mistrzowsku. A także pozostałe jej projekty: stół w jadalni, białą zabudowę, sypialnię.

Mieszkanie

Anna kupiła dwa apartamenty na ostatnim piętrze w niewielkim nowym budynku na kameralnym osiedlu. Kondygnacja jeszcze wtedy nie istniała, przekonały więc dewelopera, by połączył je i zbudował według projektu Marty. Zyskały nie tylko przestrzeń – 106 metrów – ale też okna z trzech stron oraz wspaniały 50-metrowy taras z widokiem na miasto i wiatraki. – Cały dach jest mój! – cieszy się Anna. Obłożyły wystające kominy cegłą rozbiórkową, żeby wyglądało jak na nowojorskim dachu. Urządzą go jeszcze przed latem. Będą meble ogrodowe, oświetlenie, grill, trawa dla kota Klemensa, żeby mógł baraszkować na słońcu. To ważny lokator. Dostała go od męża na mikołajki i… natychmiast straciła głowę dla futrzaka. – Imię wybierałam jak dla dziecka – wspomina. – Sprawdzałam znaczenia greckie, łacińskie. Klemens to uosobienie spokoju i dobroci. Koleżanki straszyły, że poszarpie mi meble, ale on zachowuje się stosownie do imienia, nie jest niszczycielem.

To Marta namówiła Annę na mocne żółte akcenty

Skandynawskie biele i szarości, choć piękne, byłyby zbyt monotonne, a żółty przyciąga słońce, które wędruje po całym domu. Właścicielka na początku nieco się spłoszyła:

– Taki ostry kolor dla fotela? Wszystko zdominuje! Ale dała się przekonać. Na szczęście. Gdy wpadają goście, natychmiast się na nim rozsiadają. A potem mówią, że nie czują się jak w bloku, tyle tu światła i przestrzeni. – Ja najbardziej lubię szary fotel, to mój ulubiony mebel książkowy. Klemens układa się na tacy stolika, towarzysząc mi w wieczornym czytaniu.
Skrzydlate świnki. Są ogromną pasją właścicielki. – Poluję na nie od 15 lat i wyławiam natychmiast z tabunu innych świnek. Ukochaną przywiozłam z Barcelony. Gdy zobaczyłam taką świnkę pierwszy raz, uznałam, że jest tak niedorzeczna, zwariowana i przezabawna, że po prostu muszę ją mieć! Kolekcja znalazła miejsce w podświetlonej witrynce w sypialni, ale wciąż wyciągam je i ustawiam w różnych zakątkach, więc wędrują ze mną po całym mieszkaniu.
– Dobrze się współpracuje z kimś, kto kocha ładne przedmioty. Gdyby Anna nie zajęła się marketingiem, mogłaby urządzać wnętrza - chwali architektka. – Zwozi gadżety z podróży, szpera w internecie. I ma do tego dryg. Jej wybory są dobre, sama pomiksowała różne krzesła przy stole, wyszukała w HK Living wiklinowy, ręcznie pleciony fotel, który wygląda jak rzeźba.
Współpraca przy projektowaniu mieszkania była tak przyjemna, że przerodziła się w przyjaźń. – Często się odwiedzamy. Potrafimy o 3 rano przestawiać fotel, tak było z tym żółtym, żeby znaleźć mu miejsce idealne.
Panie mają też wspólne plany – wkrótce urządzą taras. A potem? Na pewno nie zabraknie im pomysłów.

Architektka: Marta Sikorska
Skończyła architekturę wnętrz na gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych i dwuletnie studia podyplomowe Architektura + Dialog. Zafascynowana art déco i amerykańskimi meblami z lat 20., 30. i 50. Od 2005 roku prowadzi w Sopocie pracownię Sikorska & Architekci, w której można zamówić także oryginalne meble.
 www.sikorska-architekci.pl
adres: artmarta@post.pl

Tekst: Joanna Halena

Stylizacja: Agnieszka Głowacka

reklama