Jak miłość do czworonoga zmieniła życie, dom i prace Elżbiety Baneckiej, graficzki, malarki, która prowadzi pracownię rysunku i malarstwa na Wydziale Sztuki Mediów i Scenografii warszawskiej ASP.
Była tuż po studiach, posłała dyplomowy cykl na Międzynarodowe Triennale Grafiki Osaka ’91 – wówczas największy na świecie poligon graficzny, w którym współzawodniczyło ponad osiem tysięcy prac. Zdobyła brązowy medal. Za nagrodę kupiła pierwsze mieszkanie. Elżbieta Banecka, graficzka, malarka, prowadzi pracownię rysunku i malarstwa na Wydziale Sztuki Mediów i Scenografii warszawskiej ASP.
Miał na imię Okej. I rzeczywiście był OK, zawładnął uczuciami całej rodziny. Nie umiał tylko pływać. Dramat wydarzył się pięć lat temu, ale wciąż na tamto wspomnienie Eli wilgotnieją oczy. Żałoba po czarnym buldożku trwała dłużej niż jego dwuletnie życie. Wszystko go przypominało, każdy sprzęt, kąt w mieszkaniu. Ela zrozumiała: żeby normalnie funkcjonować, muszą zmienić otoczenie. Doprowadziła do tego na siłę, wbrew mężowi i córkom.
Trzy lata temu, trochę przez przypadek, trafiła na mieszkanie w nowym apartamentowcu na Mokotowie. Ostatnie! Nie wahała się: sto dwadzieścia trzy metry kwadratowe, spory taras okalający lokum z dwóch stron, gigantyczne okna-ściany, wspaniałe światło. Stan surowy. Tym lepiej, cała naprzód!
Odświeżyła wiedzę zdobytą w łódzkim Liceum Plastycznym, po ukończeniu którego miała tytuł technika-dekoratora wnętrz. Przydała się też odwaga w łączeniu kolorów (na ASP studiowała malarstwo i grafikę artystyczną) oraz wyobraźnia przestrzenna, wyćwiczona podczas długoletniej współpracy z dziecięcym teatrem Guliwer. W nowym mieszkaniu pojawił się też nowy czworonóg – maltańczyk Coco. Jednak ślady po jego poprzedniku są wszędzie widoczne – grafiki poświęcone buldożkowi wiszą na honorowych miejscach. Ich historia trąci magią. – Tosia, moja starsza córka, ulepiła z plasteliny figurkę Okeja – opowiada Ela. – Tak jej się ten psi portret udał, że schowałam go do zamrażalnika, żeby się nie zniszczył. Po czym zapomniałam. Już po śmierci psa, czyszcząc lodówkę, znalazłam rzeźbę. Bardzo mnie wzruszyła. Obfotografowałam ją ze wszystkich stron. Potem zdjęcia wykorzystałam w grafikach „Miłość w kropki”, które złożyły się na habilitację. Nadal tworzę ten cykl. Dzięki temu Okej wciąż jest z nami.
W nowym mieszkaniu Elżbieta najpierw wyburzyła ściany oddzielające kuchnię od salonu. W tak dużej przestrzeni połączyła surowy styl hi-tech (w części kuchennej i przedpokojowej) z luzacko zagospodarowaną częścią rekreacyjną. O tym, gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie, dyskretnie przypomina podłoga. W strefie gospodarczo-roboczej pozostał surowy beton, zalany przezroczystą, wypolerowaną żywicą; w salonowo-rekreacyjnej bambusowe deski nasączone czarną farbą. Jednak livingroom u Baneckich nie służy tylko przyjemnościom. Pani domu wygospodarowała tu sobie miejsce do pracy.
Kiedy wchodzi się do mieszkania, minipracowni nie widać, bo mieści się… w szafie. Wnękę przysłaniają harmonijkowe drzwi wtopione w ścianę. Całość Ela sama ozdobiła ornamentem w różyczki. – To był heroiczny wysiłek: zrobić grafikę nadrukowaną na całą ścianę – opowiada artystka. – Znalazłam wałek, taki, jakim w dawnych czasach malowano tapety, z jego pomocą zrobiłam tło farbą drukarską. Na to naniosłam ciemnoczerwone stemple-różyczki. Jednak prawdziwa pracownia z graficzną prasą (potężny metalowy obiekt, wymagający miejsca i mocnej podłogi) znajduje się w podwarszawskim Zalesiu. Konrad, mąż Eli, buduje tam dom. Taki prawdziwy, z lasem dookoła. Choć całości daleko do ukończenia, atelier jest gotowe. Okna z trzech stron plus świetliki w suficie. W słoneczne dni światło aż poraża.
Ela ma wyczulone oko na rzeczy dla większości bezużyteczne, dla niej – inspirujące. Na przykład kartonowe doniczki do rozsad zamienia w rzeźby. Wypełnia plastyczną masą, coś wkleja, coś domalowuje. Przybite do ścian, wyglądają jak tajemnicze obiekty należące do zapomnianych kultur. Podobnie nobilituje żaróweczki LED – oprawione w czarne ramki, wyglądają jak dzieła z gatunku minimal-art. Albo drewniane stemple kupione w India shop.
W sypialni państwa Baneckich vis-a-vis łóżka wiszą dziecięce ubranka. Koszulka i fartuszek Konrada z przedszkolnych lat, ręcznie uszyte i ozdobione haftami przez jego mamę. Elżbieta oprawiła te rękodzielnicze cudeńka w szerokie białe ramy i powiesiła na ścianie zamiast obrazów. Znakomicie się sprawdzają. No i emanują pozytywnymi emocjami. Dają dobre sny.
Tekst: Monika Małkowska
Fotografie i stylizacja: Małgorzata Sałyga, Mariusz Purta
Kontakt do artystki: www.banecka.pl
Za pomoc w sesji dziękujemy sklepom Boconcept i Magazyn Praga.