Monumentalne kroczące figury, czasem bez głów i rąk, wielkie twarze z zamkniętymi oczami, jakby nieme – zmagają się z losem. Takie są rzeźby Adama Myjaka.

Z dala od wielkomiejskiego zgiełku, w malowniczym zakątku otoczonym lasem jeden z największych polskich rzeźbiarzy znalazł przystań dla siebie i swoich prac. Tu, wśród starych dębów artysta prowadzi pracownię i galerię.

Wchodząc do przestronnego, rozświetlonego słońcem atelier, widzimy kroczące figury. Może trochę zdeformowane, naznaczone bliznami i pęknięciami, wydają się jednak zwycięsko wychodzić z walki z przeciwnościami losu. Jest w nich wielka wiara w człowieka. – Staram się odpowiedzieć na pytanie, kim jesteśmy, pokazać targające nami uczucia i emocje – tłumaczy artysta. – Moje prace to taki „pejzaż ludzki”.

Zupełnie nie interesuje go sztuka zaangażowana politycznie, pouczająca, ośmieszająca, krytyczna. Z nostalgią wspomina lata siedemdziesiąte i nocne kawiarniane dyskusje z artystami tworzącymi tak zwaną nową falę (postulowali „mówienie wprost”, wyrażanie i opis rzeczywistości zgodny z prawdą; szczególnie bliscy byli mu poeci reprezentujący ten nurt: Stanisław Barańczak, Adam Zagajewski i Krzysztof Karasek). To oni mieli największy wpływ na Myjaka jako rzeźbiarza. Nawet większy niż Akademia Sztuk Pięknych.

Artysta szczególną uwagę zwraca na bryłę i kolor, czyli – jak sam mówi – „skórę rzeźby”. W czasach, kiedy wszystko może być tworzywem, on, tradycyjnie, używa kamienia, gliny, brązu i drewna. Ważna dla niego jest też faktura farby, sposób jej nakładania. Raz powstaje chropowata, rozedrgana powierzchnia, kiedy indziej jest to delikatny laserunek.

– Coraz dłużej pracuję nad swoimi rzeźbami, z coraz większą pokorą traktuję rzeźbiarską materię, coraz wnikliwiej zajmuję się kolorem. Przez to moje prace są bardziej wystudiowane – podkreśla. Są rzeźby, które towarzyszą mu od początku kariery i z którymi by się nie rozstał, jak na przykład polichromowane stiuki z serii „Katedry”.

Dla Adama Myjaka człowiek jest nierozerwalnie związany z naturą. Dlatego swoje rzeźby pokazuje nie tylko w znanych galeriach, ale przede wszystkim w plenerze. Uważa, że przyroda to idealny pejzaż dla jego prac, „najbardziej harmonijne sąsiedztwo”. Pokaźną ich kolekcję ma w swoim ogrodzie. Miejsca, w których stoją, są starannie wybrane. – Szukam ich raczej instynktownie. Po prostu wiem, gdzie rzeźba będzie najbardziej wyrazista – stwierdza.

Zmieniające się w ciągu dnia światło raz podkreśla, raz ukrywa poszczególne fragmenty posągów. W zależności od pory, o której się je ogląda, pokazują różne swoje oblicza. Adam Myjak chce, aby ekspozycja w ogrodzie była stała, a w pracowni zamierza urządzać artystyczne spotkania.

Inspiracji szuka podczas podróży. – Cenię zarówno prymitywną, instynktownie stworzoną murzyńską maskę, monumentalną rzeźbę egipską, wyrafinowane i wystudiowane greckie posągi, jak i bardziej współczesne dzieła, na przykład Alberta Giacomettiego – tłumaczy. Ostatnio zafascynowały go Indie ze swoją niezwykłą mnogością rzeźb i świątyń wykutych w skałach.


Tekst: Krystyna Kopytko
Fotografie: Małgorzata Sałyga, Mariusz Purta

reklama