Urządzając dom, ufam intuicji, nie lubię przewidywalnych rozwiązań, gotowych kolekcji. Układam własne. Kluczem jest zazwyczaj kolor, czasem deseń i zawsze retro – opowiada Alicja Radej.
Baśniowy dom
Pewnego dnia do naszego domu zapukał kolega syna – przyszedł oddać książki. Kiedy wszedł do środka, oznajmił, że teraz wie, jak czuła się Łucja w „Opowieściach z Narnii” C.S. Lewisa, znajdując za drzwiami szafy inny, magiczny świat. Był to dla mnie wielki komplement, bo wiem, że młodzi nie czytują poradników wnętrzarskich, więc reagują spontanicznie, mówiąc, co im w sercu gra.
Każdy w naszej rodzinie ma artystyczną duszę. Dariusz jest fotografem i pracuje dla magazynów wnętrzarskich, wspieram go jako stylistka. Syn Jakub studiuje reżyserię filmową, a nasza Maja jako 10-latka grała małą Turandot w spektaklu Mariusza Trelińskiego w Operze Narodowej. Stare wschodnie porzekadło mówi, że dom jest przedłużeniem duszy – ja o naszym myślę właśnie w ten sposób.
Meble i wyposażenie jak z teatralnego zaplecza
Dariusz spełnił wszystkie moje marzenia: zrobił wewnętrzne drzwi, których nie można nigdzie kupić, pod sufitem „zawiesił” sztukaterię (odlaną własnoręcznie z gipsu!), wymurował piec, restaurował antyki i nawet położył kafelki w łazience i WC. Mogę na niego liczyć. Wiem, że wytarguje świetną cenę, gdy szukamy kolejnych skarbów do domu, a kiedy trzeba, ostudzi moje zakupowe ekscytacje.
Detale i meble szepcą u nas nieco teatralnym tonem, że dom może być trochę sceną. Białe tło ścian, na którym wszystko się rozgrywa, kryształowe żyrandole i kinkiety rozchmurzają wszystkie kąty nawet w niepogodne dni. Stosy poduch i narzut piętrzą się na fotelach i łóżkach – tylko czekają, aż ktoś wskoczy z książką...
Barwa, zapach, kształt jak wspomnienia z podróży
Pudrowe barwy przywieźliśmy z azjatyckich wypraw. „Rozlane” na tkaninach, porcelanie, obrazach, abażurach są jak wspomnienia. Do tego kropla pozłoty tu i tam, świeże kwiaty i już pachnący kanikułą klimat unosi się w powietrzu.
W moim domu nie ma zestawów. Każde krzesło przy stole jest inne, w ten sam sposób miksuję porcelanę, klosze na żyrandolach, pościel. Kojarzę przedmioty i splatam je co rusz w nowe układy, zależnie od nastroju, pory roku. Najłatwiej oczywiście mam z tkaninami. Obrusy, serwety, narzuty – zawsze mogę znaleźć odpowiednie w rodzinnej galerii Arte Ego. To sklep dla osób poszukujących skarbów z przeszłości – wiekowego rękodzieła w pojedynczych egzemplarzach, takiego, jakie chcielibyśmy odziedziczyć po babci. Obrazy zwykle rozbieram z ram. Gdy rama jest piękna, staje się osobną dekoracją, zawieszoną solo zupełnie gdzie indziej.
Vintage: alternatywa dla Francji-elegancji
Pod biurkiem zawsze trzymam kilka olejnych malunków, by móc w każdej chwili coś zmienić. Baletowe tutu i skąpane w cekinach sukienki traktuję jak dekoracje i rozwieszam nawet na karniszach. Zmęczona elegancją wiśniowego drewna nie wahałam się „zachlapać” bielą włoskich mebli kuchennych. Teraz lepiej pasują do staroci cierpliwie wyszukiwanych w antykwariatach. Całość lubię doprawić szczyptą humoru. W łazience pod prysznicem ustawiłam tablicę „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”.
Staram się, by było pięknie, ale zawsze z dozą radosnej beztroski. Najwspanialszą nagrodą za chodzenie własnymi ścieżkami jest poczucie harmonii, bo nasz dom to po prostu my.
Tekst i stylizacja: Alicja Radej
Zdjęcia: Dariusz Radej
Kontakt do stylistki: Alicja Radej, www.arteego.pl