Dom na skraju puszczy
Jestem zwolenniczką minimalizmu – zarzeka się Ania. – Szkła i stali. Ale dom pod miastem chciałam mieć w wiejskim stylu.
Do Puszczy Nadnoteckiej Ania trafiła dziesięć lat temu po długiej nieobecności w Polsce, na swoje pierwsze wakacje. Dzieciństwo spędziła z rodzicami na placówce w Algierii, a potem mieszkała we Francji. Skończyła studia na Akademii Sztuk Pięknych w Bordeaux. Jednak ani najpiękniejsze pustynie świata, ani nawet najsłynniejsze winnice Europy nie zrobiły na niej takiego wrażenia jak podpoznański las.
Potem poznała Tomka, wzięli ślub, na świat przyszła Nina, z czasem pojawiły się też „dodatkowe” fundusze. Pomyśleli wtedy, że przydałby się letni dom dla nich i urwisowatej dziewczynki.
W poszukiwaniu ziemi ruszyli do ukochanej puszczy. Kupili hektar łąki z lasem. Dom zaprojektował architekt Andrzej Bzdęga, ojciec Ani, ale działał zgodnie z zaleceniami córki. Plan był prosty – miał wyrysować typowo wiejski domek z drewnianymi ścianami i spadzistym dachem z czerwonej dachówki. Do tego trochę kamienia, którego pod dostatkiem jest po drugiej stronie Warty. W zgodzie z tradycją i zasadami bezpieczeństwa Ania dodała też przyzwoite i bardzo malownicze okiennice. Jedyną ekstrawagancją miały być okna do samej ziemi od strony ogrodu.
Budowa poszła jak z płatka. Tu Ania chyli czoła przed miejscową ekipą. Wykończenie wnętrza powierzyła natomiast poznańskim fachowcom. To była droga przez mękę, która skończyła się trzymiesięcznym opóźnieniem i ciągłymi poprawkami po nierzetelnych robotnikach. Szybko jednak o tych doświadczeniach zapomniała.
– Jestem grafikiem i zajmuję się reklamą. Nie przypuszczałam, że urządzanie domu sprawi mi taką frajdę i będzie doskonałą zabawą – mówi Ania o najprzyjemniejszym etapie wędrówki do swojego domu pod lasem. - Uwielbiam to i z chęcią zajęłabym się projektowaniem wnętrz zawodowo.
Prace w domu zajęły jej rok. Trzeba było zeskrobać fornir z mebli, które dostała od babci. Zostawiła surowe drewno, pomalowała jedynie kuchenny kredens. Sporo przedmiotów wyszukała w Ikea, ale każdy musiała przerobić po swojemu – a to przecierka, a to farba czy zmiana uchwytów. Nawet zwykłe złote klamki do drzwi kazała lekko spatynować. Szlaczek pod sufitem na parterze domku malowała już w siódmym miesiącu ciąży z Antosią.
Potem przyszedł czas na ogród, gdzie ciągle coś wsadza, przesadza, podlewa. Rośliny dobiera według jednego klucza – kupuje to, co jej się podoba, nie przejmując się zbytnio jakimikolwiek założeniami ogrodowymi. Lubi natomiast rośliny w doniczkach, dlatego tyle ich wokół tarasu, a nawet na tyłach domu. Teraz przyszedł taki czas, że może z rodziną poodpoczywać na wsi. A to posiedzą na tarasie, a to wybiorą się w gości (za łąką dom mają ich przyjaciele). Chodzą na wiejskie festyny, zabawy, ogniska, bo sołtys tutaj bardzo prężnie działa. Czasem wyskoczą na basen do Sierakowa.
Przyszłe lato zapowiada się jednak pracowicie. Ania i Tomek budują kolejny dom, tym razem minimalistyczny, ze stali i szkła.
Tekst: Agata Drogowska
Fotografie: Norbert Banaszyk/DADA