Bohdan Butenko i jego prace

Ubiegły rok należał do niego z racji okrągłej rocznicy urodzin: skończył osiemdziesiątkę. Ale nie tylko dlatego zorganizowano mu indywidualny pokaz w stołecznej Galerii Grafiki i Plakatu, wystawę podczas X Targów Książki dla Dzieci i Młodzieży w Poznaniu oraz retrospektywę w warszawskim Muzeum Karykatury, rok wcześniej zaś przedstawiono wybór prac podczas warszawskich Międzynarodowych Targów Książki. Po prostu – lapidarny styl Bohdana Butenki jest ponadczasowy, jak krzesło Thoneta. I równie wygodny – przystaje do każdego tematu. Wielki indywidualista – nie stworzył szkoły, ale wielu zainspirował. Ma fanów rekrutujących się z co najmniej trzech pokoleń.

Wśród licznego potomstwa artysty największą sławą cieszy się Gapiszon, też niemłody – stuknęła mu właśnie pięćdziesiątka. Mimo to jego twórca uważa, że „Gapiszon jest bez wieku, jak bogowie greccy. Urodził się na początku listopada, było zimno, dostał więc szybko czapkę”.

Jaki zawód uprawia troskliwy tata Gapiszona, Kwapiszona, Gucia, Cezara, Marka Piegusa i wielu innych charakterystycznych typków? To człowiek instytucja. Ilustrator, plakacista, scenograf (m.in. do „Kabaretu Starszych Panów”), autor filmów animowanych, telewizyjnych dobranocek. No i twórca komiksów. Jak mówi, zaczął je rysować już w szkole podstawowej, na wszystkich zeszytach, co nie zawsze spotykało się z aprobatą nauczycielskiego ciała. Jeśli chodzi o koncepcję sztuki, Bohdan B. uważa się za spadkobiercę Matejki. Uzasadnia to tak: uczniem Matejki był Mehoffer, który uczył Jana Marcina Szancera, u którego studiował on, Butenko.

Mimo tak dobrych referencji miał problemy z dyplomem na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Jego próby nie spodobały się pedagogicznemu gremium; został skreślony z listy studentów i zdawał eksternistycznie. Ci sami profesorowie, którzy krytykowali jego prace, nagle zachwycili się nimi. Powodem była… odwilż. Polityczna. Rok 1955, odejście od stalinizmu. Aura odnowy sprawiła, że świeżo upieczony absolwent ASP z miejsca dostał ofertę pracy z Naszej Księgarni, najlepszej oficyny wyspecjalizowanej w literaturze dla małolatów. Choć nie był tam nowicjuszem – jeszcze jako student współpracował z pisemkami „Płomyk” i „Świerszczyk”.

Do największych wyzwań (którym sprostał) mistrz Butenko zalicza zilustrowanie… książki telefonicznej. Było tak: redaktor tygodnika „Stolica” postanowił przedrukowywać fragmenty ostatniej przedwojennej książki telefonicznej Warszawy, z 1939 roku. Zaproponował grafikowi „ożywienie” tych reprintów. „O tyle skomplikowane, że wprawdzie było bardzo wielu bohaterów, ale za to mało akcji”, relacjonował autor.

Wracając do Gapiszona – miejscem jego urodzin nie była gazeta, lecz studio telewizyjne. A bezpośrednim sprawcą pojawienia się chłopaka w czapeczce z pomponem był Eugeniusz Pach, znany prezenter. Zrobił wywiad z Butenką i polecił do redakcji dziecięcej. Druga połowa lat 50., pionierskie czasy Telewizji Polskiej. Pan Bohdan dostał własny program! „Wszyscy przypuszczali, że będę coś rysował na papierze i gadał, a kamera będzie mi zaglądała przez ramię. Zaproponowałem pierwszy animowany program w TVP. Specjalnie dla mnie zrobiono bardzo długi stół, na jego końcach zamocowano dwie wyżymaczki. Nawinęliśmy na nie pas papieru, który, kręcąc wałkami, można było przesuwać to w jedną, to w drugą stronę. Uzyskałem wspaniałe efekty ruchu. To, co się działo na planie, podczas transmisji na żywo, było dużo ciekawsze od samego programu. Gdyby to nakręcić, powstałby niezły film, chociaż na pewno tylko dla dorosłych, ze względu na słownictwo. Program wszedł na wizję i wywołał sensację. Ukazały się entuzjastyczne recenzje. Przy jednej – w „Expressie Wieczornym” – zamieszczono portret Gapiszona. Tytuł głosił: „W Warszawie urodził się Gapiszon. Oto jego metryka”.

Choć trudno uwierzyć, malec w nakryciu głowy ∫ la krasnal podpadł cenzurze. Za… karmienie ptaków. Konkretnie chodziło o dwa kadry. Na pierwszym – kolejka do sklepu, w tłumie stoi Gapiszon. Drugi kadr – chłopiec sypie okruszki, przed nim ptactwo ustawione w długim ogonku.

Dlaczego Butenko nigdy nie podjął pracy na uczelni? Z pewnością cieszyłby się nie mniejszym powodzeniem niż jego bohater. Miał nawet propozycję ze strony stołecznej ASP. Henryk Tomaszewski odchodził na emeryturę, szukano następcy w pracowni plakatu. Oto, co się zdarzyło. „Byłem kandydatem. Tomaszewski tak po przyjacielsku – bo byłem kiedyś jego studentem – wziął mnie na bok i zaczął wybijać ten pomysł z głowy. Aż wybił”.

Tekst: Monika Małkowska
Fotografie: Dariusz Rekosz/butenko.pl, Galeria Plakatu Piotra Dąbrowskiego/www.theartofposter.com, Galeria grafiki i plakatu, Desa Unicum, K. Kuczyk/Forum
Kontakt do artysty: bohdan@butenko.pl

reklama