Duński projektant Bjørn Wiinblad

Designerzy

Duńczyk, a jednak kompletnie nieduński w stylu. Bjørn Wiinblad ponad prostotę i zdrowy rozum stawiał fantazję. Czy może dziwić, że szach perski zamówił u niego serwis obiadowy?

Lata 40. XX wieku w dizajnie nie były najweselsze, zwłaszcza u chłodnych z natury Skandynawów. Ale pojawił się ktoś, kto pod duńskie wzornictwo podłożył bombę rozweselającą – Bjørn Wiinblad, projektant o mentalności baśniopisarza.

Dał się poznać już na kopenhaskiej akademii, robiąc wszystko inaczej niż koledzy. Oni szli w prostotę i kwadraty, on – w kółka i ornamenty. Wszyscy temperowali kolory, on doprowadzał je do psychodelicznego natężenia. Od początku miał własny, trudny do podrobienia styl. I nieważne, czy robił plakat, ilustrację do baśni Andersena czy stół do grilla – każdy natychmiast widział w nich rękę Wiinblada.

Postacie z szerokimi główkami i szpiczastymi nosami odziane w trochę staromodne ubrania, do tego gęstwiny kwiecia, spiętrzone krajobrazy, atmosfera beztroski. Dzieła oddawały temperament artysty, który kochał życie i ludzi. Jak wybierał się w podróż, to zawsze z kimś. Nie lubił samotności. Przełomem w życiu było poznanie Philipa Rosenthala, właściciela słynnej manufaktury. Bjørn marzył, aby przenieść na porcelanę jedną z oper Mozarta, i teraz mógł tego dokonać. Zaprojektował „Czarodziejski flet”, dziś słynny już biało-złoty klasyk w rosenthalowym portfolio.

Jego twórczość przypominała reakcję łańcuchową – ilustracje do „Baśni tysiąca i jednej nocy” wyzwalały w jego wyobraźni masę postaci, które potem przenosił na plakaty, talerze, kubki, świeczniki czy makatki. W porcelanie ujawnił rzeźbiarski talent – powstawały patery w kształcie głów i wazony zakończone kapeluszami. Jego postacie tak przemawiały do wyobraźni, że w latach 80. powstał nawet film animowany inspirowany ilustracjami do bajki „Świniopas” Hansa Christiana Andersena.

Radosna, by nie powiedzieć rozpasana, kreska Bjørna nie wszystkim się w Danii podobała. Elity często go krytykowały, za to publika, a także młodzi artyści wprost uwielbiali. Miał gest i chętnie kupował ich prace. Kochał wydawać przyjęcia, zapraszać przyjaciół na wycieczki. Prawie nie spał. Nie miał czasu, za dużo bajkowych scen rodziło mu się w głowie...

reklama