Konsole w lustrzanym odbiciu, ludwikowskie kształty w szalonych kolorach, dostojne sofy z wybujałymi oparciami. Klasyka puszcza do nas oko z Mediolanu.
Włoskie targi to miasto w mieście. Środkiem biegnie szeroka aleja, długa jak Krakowskie Przedmieście w Warszawie. Po bokach – labirynt pawilonów. Z trudem przeciskałam się przez gęstniejący z godziny na godzinę tłum – kto żyw, ruszał szlakiem najnowszych kolekcji mebli.
Impreza jest wielką fiestą światowego designu – są goście z Afryki, Emiratów Arabskich, Stanów, całej Europy, bliższego i dalszego Wschodu. Małe rodzinne manufaktury słynące z mebli czy arrasów obok ogromnych koncernów. Mistrzowie designu wyznaczający trendy na całe lata (świetlne), szaleni wynalazcy i świetni rzemieślnicy. Rękodzieło znów jest w cenie i budzi większy podziw niż masówka.
Uderza mnie rozmach, pomysłowość projektantów: tu dywany, które ktoś spryskał kolorowym sprayem, tam gumowe stołki na sprężynach, dalej haftowane sofy... Jest kolorowo, ekstrawagancko, fascynująco. Owszem, to wszystko inne, ale czy plastikowa kanapa w salonie zachęci do siedzenia? Zostawiam więc za sobą eksperymenty i awangardowe gadżety. Wybieram szlak klasyki.
Z pozoru wszystko jest po staremu: intarsje, drogie forniry, bogate rzeźbienia, egzotyczne drewno (nadal modne wenge), kryształki Swarovskiego. Eleganckie, wysmakowane, ponadczasowe wzornictwo. A jednak co krok dostrzegam coś nowego – nutkę ironii i jedną wielką zabawę z pozoru tylko skostniałą formą. Jak się okazuje, klasykę można potraktować z przymrużeniem oka. Tu pastisz barokowych krągłości i złotek, tam secesyjnych zawijasów. Projektanci ironizują, mieszają konwencje i interpretują je po nowemu.
Bo nawet dystyngowana, pałacowa w stylu Arca, która urządzała podczas pielgrzymek tymczasowe gabinety dla Jana Pawła II, zdecydowała się na odrobinę ekstrawagancji – do tradycyjnej biblioteki dobrała niebanalne uchwyty art déco, a w drzwiach szafy zaprojektowała dwie miniwnęki, w których można ustawić rzeźby.
„Wyluzował” też klasyczny Carpanelli: jak witryna, to w formie szklanej piramidy, jeśli fotel, to taki zadziorny, z niby-rogami, a konsola i lustro – w kształcie znaku zapytania. Nie mówiąc już o Savio Firmino, rodzinnej manufakturze założonej we florenckiej dzielnicy rzemieślników Santo Spirito. Tym razem i ona postanowiła pobawić się formą. Rokokowym sofkom dorobiła niebotycznie wysokie oparcia – można się na nich poczuć jak Alicja w Krainie Czarów. Zresztą całe stoisko wyglądało jak wielki tort, bo wyłożony kremowymi dywanami. Fotel stojący pośrodku – klasyczny, ale obity tkaniną w pasy – był jak wisienka, która wieńczy cukiernicze dzieło.
I tak przykłady można by mnożyć. Barovier & Toso, jedna z najstarszych weneckich fabryk, która do produkcji żyrandoli używa tradycyjnie dmuchanego szkła z Murano, odświeżyła swój wiekowy image i postanowiła szkło połączyć z drewnem, aluminium i chromem. Kolorowy kryształ z pałacowego cacka zmienił się w nowoczesną ozdobę (nie mniej cenną). Niemiecki Brühl zaś zamiast aksamitami kanapy obił szorstkim filcem. Oparcia w kształcie kamieni też były zaskakującym, acz wygodnym, dodatkiem. Elegancki mebel nie obniżył przy tym lotów.
Zadanie designerów polega na zaskakiwaniu pomysłami. Klasyka dowiodła, że też potrafi pójść z duchem czasu i nieźle jej to wychodzi. Poza tym wygląda jak „ręcznie robiona”, a nie wyprodukowana. A to jest najbardziej modne.
Tekst: Monika A. Utnik
Fotografie: archiwa firm
reklama